Potrzebna nam stabilizacja i proste zasady – Krzysztof Cybulak, lubelskie

Bardzo dużo mówi się dziś o konieczności pozyskiwania nowych rynków zbytu i poprawy jakości owoców. Programy konferencyjne obfitują w wystąpienia ekspertów, którzy podpowiadają producentom, czego oczekuje od nich rynek i jak wyglądają dzisiejsze trendy. Informacje te są niezwykle cenne, co potwierdza duża frekwencja na spotkaniach i konferencjach. Na tym polu brakuje jednak równowagi, ponieważ sam sadownik niewiele ma do powiedzenia i co zauważamy, sadownicy z odległych części kraju nie mają ze sobą kontaktu i możliwości porozumiewania się. Dużą rolę odgrywa w tym miejscu Związek Sadowników RP, który na czele z Przewodniczącym, Panem Maliszewskim walczy o poprawę ich sytuacji. Jako portal również chcielibyśmy zaprosić sadowników do współpracy, ponieważ według naszej polityki, staramy się być pośrodku i prezentować spojrzenie ze wszystkich punktów widzenia. O pierwszą rozmowę poprosiliśmy Pana Krzysztofa Cybulaka, sadownika, będącego Przewodniczącym oddziału Łaziska z ramienia ZSRP oraz jego syna Macieja. Słowa Panów są wstępem i podkreśleniem istotnej roli współdziałania producentów.

– Od ponad dwunastu lat działam w Związku. Organizowałem wiele protestów i manifestacji, ale wciąż nie mam pojęcia jak dotrzeć do sadowników. Nie mogę zrozumieć tego, co się teraz dzieje. Kiedy mówimy głośno o problemach, owszem, uzyskujemy poparcie, ale nikt nie chce się przyłączyć. Sadowników dopadł marazm, który ogrania coraz większą grupę. Dziwi nas to, bo doskonale wiemy, że wszyscy są w podobnej sytuacji, która jest naprawdę zła. Słuchając mediów, można byłoby stwierdzić, że Polska jest krajem mlekiem i miodem płynącym – a tak nie jest – mówi Pan Krzysztof i podkreśla, że ten i przyszły sezon dla większości gospodarstw będą decydującymi.

Nasi rozmówcy wskazują również na nowy problem, który zaczyna się ujawniać w ich okolicy. Mowa o wymianie pokoleń. Zaczyna brakować chętnych, którzy przejmowaliby gospodarstwa z rąk rodziców. – Nie można dopuścić, aby gospodarstwa upadały. W latach ’90 widoczny był optymizm i entuzjazm, wtedy wymieniano i unowocześniano sady, podobnie, kiedy weszliśmy do Unii. Pokolenie, które brało w tym udział jest po trzydziestce. Teraz gospodarstwa przejmować będzie młodzież, która obecnie jest w gimnazjum, liceum i na początku studiów. Te osoby nie chcą zostać na gospodarstwie, a kieruje nimi podejście typowo ekonomiczne – opowiada Pan Cybulak i dodaje: „Kryzys nie dotknie tylko nas. Proszę zwrócić uwagę na dostawców maszyn i zaopatrzenia. Kiedy skończą się PROW-y, kto będzie to kupował i za co? Skończyły się już konkursy, darmowe próbki i materiały…”

Jak poprawić sytuację? – to pytanie zadaliśmy naszym rozmówcom. Chociaż odpowiedź wydawałaby się trudna, Panowie mają krótką receptę: Proste reguły i stabilizacja. – Nam potrzeba stabilizacji. Nie chcemy kosmicznie wysokich cen. Wystarczyłby stały poziom, chociażby złotówka za jabłko. Obecnie zarabiają markety i przetwórcy, traci na tym producent. Rozmówcy jednak uważają, że producenci w wielu przypadkach także działają na swoją szkodę, zanadto spekulując podażą. – Kontrola nie jest teraz po to, żeby przytrzymywać jabłka do czerwca. Kontrola jest po to, żeby jabłka zachowały jędrność. Jeśli sadownik ma 800 ton i nie sprzedaje teraz, nie postępuje mądrze. Jeżeli jest zbyt, należy regularnie podawać jabłka. Spekulacją sami psujemy rynek. Zacznijmy od małych kroków – mówi Pan Maciej.

Pan Cybulak zauważa, że najbardziej efektywne systemy zawsze oparte są na jasnych zasadach, a takie niekoniecznie możemy spotkać u nas. – W tym roku mój sad zniszczył częściowo grad. Nie korzystałem z żadnej pomocy, ponieważ nie kwalifikowałem się. Złożyłem jedynie wniosek na bezpłatną dystrybucję. W grudniu okazało się, że nie otrzymam za to należnej sumy pieniędzy, ponieważ w między czasie weszło wewnętrzne rozporządzenie Prezesa Agencji, które mówi o tym, że poszkodowani przez grad, będą rozliczani na nowo i otrzymają mniejsze stawki. Dlaczego nigdzie nie pojawiła się o tym wcześniej informacja? Nikt, podkreślam nikt, nie potrafił udzielić mi informacji, gdzie mogę odnaleźć to rozporządzenie. Finalnie, w moim przypadku zapłacono by mi za 4 tony, zamiast za 10. Nikt o tym nic nie wiedział – mówi Pan Krzysztof.

Niemniej, nasi rozmówcy chcieliby zwrócić uwagę, że obecnie najważniejszym tematem dla sadowników są zasady zatrudniania cudzoziemców. – Bez siły roboczej zginiemy. Problem będzie jeszcze większy, gdy Unia zniesie wizy, a u nas nadal nie będzie udogodnień i prostych zasad w zatrudnianiu. Szczególnie w przypadku owoców deserowych, które trzeba zbierać ręcznie. Zostaną one po prostu na drzewach. Stosunkowo niskie koszty zbioru to nasz jedyny atut – podkreślają. Jakie są priorytety? Najważniejsze, aby została umowa o dzieło. Zacznijmy od prostych zasad – płaćmy ryczałtowo za dzień pracy obcokrajowca. Nie jest ani zasadnym, ani realnym, żeby sadownik zobowiązany był również do wypełniania kilku stron dokumentów tylko dla jednego cudzoziemca. Producent, który zatrudnia ich chociażby 50, będzie musiał płacić dodatkowym osobom za pracę biurową.

 

Nie ma już optymizmu. Jedyną szansą są zmiany. Proste reguły i stabilizacja. Nie można jednak mówić, że najważniejsza i pierwszorzędna jest poprawa sytuacji w kraju. Skończył się nam już czas. Jednocześnie musi następować ustabilizowanie sytuacji w kraju, ale także poszukiwanie rynków zbytu – podkreślają nasi rozmówcy.

 

Komentarze  

0 #1 Guest 2017-01-30 13:22
Stabilizacja jest wtedy, kiedy działa wolny rynek. Wtedy zawsze rynek dąży do równowagi. Niestety, u nas tego nie ma. Rozmówca sam zauważa, że wtrącanie się administracji chwieje rynkiem (raz mu dają limit wycofania 10 a potem 4 tony).
Cytować

Powiązane artykuły

Związek między jakością a ceną

Sad, w którym można się zakochać

X