Ukraińskie środki ochrony – czy warto ryzykować?

 

Nielegalne, pozyskiwane i dystrybułowane w różnoraki sposób, najczęściej „ukraińskie” środki ochrony roślin to temat powszechnie znany. Chociaż ich używanie jest według polskiego prawa zabronione, wielu sadowników decyduje się na zakup. Dlaczego? Jak zwykle odzywają się względy ekonomiczne – są trzykrotnie tańsze. Jednak rzadko który producent głośno o nich mówi, chyba, że środek wyjątkowo pechowo „spalił” sad… Chociaż ryzyko jest duże, jak się okazuje śmiałków nie brakuje. Czy sadownicy nie boją się ryzyka kontroli? Nie mają świadomości, że potraktowane „podrabianymi” środkami owoce czy warzywa zawierać mogą szkodliwe dla ludzi i zwierząt substancje? O komentarz poprosiliśmy doradcę sadowniczego Argo Natural mgr. inż. Dominika Poszywała.

Często spotka się Pan z użyciem ukraińskich środków?

Dominik Poszywała: Sadownicy raczej niechętnie chwalą się takim postępowaniem, ale nierzadko spotykam się z takimi informacjami, że „ktoś” słyszał, „ktoś” używał. W grę wchodzą tu względy ekonomiczne i nie ma bariery hektarowej, stosują zarówno Ci którzy mają 2 hektary, jak i Ci z dużym areałem.

Dlaczego sadownicy decydują się na użycie środków wątpliwego pochodzenia? Ile na tym zyskują?

Dominik Poszywała: Są one znacznie tańsze od produktów ze sklepów, wiec decydują w tym względzie w 99 procentach kwestie ekonomiczne. Przy dzisiejszej koniunkturze na rynku owoców każdy szuka oszczędności.

Skąd naprawdę pochodzą te preparaty?

Dominik Poszywała: Środki o których mówimy, najczęściej na etykiecie mają napisane, że produkowane są na Ukrainie. Jeżeli jednak zajrzymy na półki sklepowe w tym kraju, dowiemy się, że ŚOR są tam droższe niż w Polsce! Wątpliwym jest więc, żeby handlarze sprzedawali coś kilka razy taniej, niż kupili. Dlatego droga tych produktów jest zdecydowanie inna. Tak naprawdę, są to preparaty, które tylko imitują produkt ukraiński, a prawdziwym miejscem ich pochodzenia są najczęściej Chiny lub Indie.

Jaki skład mają te środki?

Dominik Poszywała: Składu nigdy nie możemy być pewni. Często słyszy się, że takiego preparatu należy użyć w trzy razy większej dawce. Dlaczego? Ostateczny ich skład nie jest poddawany żadnym testom czy analizom, więc większość tych produktów zawiera tylko połowiczne zawartości substancji czynnych, niejednokrotnie trzeba zastosować wyższą dawkę, żeby uzyskać pożądany efekt. Poza tym mamy do czynienia z dużą sumą zanieczyszczeń.

Czy zna Pan przypadki „spalenia sadów”?

Dominik Poszywała: Tak, spotkałem z kilkoma przypadkami spalenia sadów. Co prawda, nie mogę tu powiedzieć, że wszystkie były spowodowane podrabianymi ŚOR, bo tak nie było, ale znam kilka przypadków, gdzie zaszkodził bardzo popularny środek na parcha, rzekomo z Ukrainy (po sprawdzeniu okazało się, że na tamtejszym nie jest dostępny w sprzedaży).

Jak ocenia Pan wpływ tych produktów na nasze uprawy?

Dominik Poszywała: Używanie ŚOR niewiadomego pochodzenia niesie ze sobą wiele poważnych niebezpieczeństw. Zważywszy na niestabilny skład takiego produktu, substancja aktywna może być zupełnie inna, niż jest napisane na opakowaniu, nie znamy również okresu karencji ani prewencji takiej substancji, nie mamy pewności, czy pozostałości nie wpłyną negatywnie na rozwój roślin. Kolejny z aspektów to możliwość występowania w takim środku niebezpiecznych metali ciężkich, które mogą zaszkodzić zarówno producentowi podczas aplikacji, jak i konsumentom.

Co z pozostałościami? Czy substancje wchodzące w skład nielegalnych środków są możliwe do wykrycia?

Dominik Poszywała: Tak, oczywiście, są do wykrycia i są wykrywane. Często słyszy się o niezarejestrowanych pozostałościach wykrytych w owocach. Bardzo często pochodzą właśnie z takich produktów.

Dużo mówi się dziś, że legalnie sprzedawane w naszym kraju preparaty także nie dają gwarancji ani na działanie, ani na to, że nie poparzą nam sadu. Co o tym Pan sądzi?

Dominik Poszywała: To pytanie wymaga dogłębnej analizy. Otóż, brak działania niektórych środków nie wynika z ich składu chemicznego, a niestety z błędnego ich zastosowania lub wystąpienia odporności. Producenci bardzo często popełniają błędy, stosując dany ŚOR, nie zwracają uwagi na warunki atmosferyczne (temperatura, nasłonecznienie, przewidywany opad) ani na takie aspekty, jak chociażby pH wody czy mieszanie z innymi substancjami, które czasami mogą się wzajemnie wypierać. Jeżeli mamy w ręku dowód zakupu i opakowanie produktu, jaki zastosowaliśmy, zawsze dopniemy swego i otrzymamy należną nam rekompensatę.

Uważa Pan, że obrót środkami będzie się pogłębiał, jeśli ceny nie pójdą w górę?

Dominik Poszywała: Zdecydowanie tak. Handlujący nielegalnymi ŚOR będą mieli prawdziwe żniwa, jeżeli ceny owoców nie pójdą w górę albo preparaty nie stanieją.

 

Komentarze  

+4 #5 b@b 2017-03-14 13:11
Pisowcy tak mają . Co innego mówią, co innego robią.
Cytować
+2 #4 3@3.pl 2017-03-14 07:18
końcowe zdanie jest najlepsze :)
zejdź chłopie ze sceny bo bredzisz

od kiedy to ceny orginalnych środków zależą od cen podrób? to znaczy że oryginalne mają kosztować tyle co podróby bo sobie ktoś tak wymyślił?

i on chce uczyć o ekologii :)
Cytować
+4 #3 yy 2017-03-13 08:30
kompromitacja. "nie kupuj polskiego bo to syf ja mam te oryginalne... "no prosze jak to poglady mozna zmieniac. a chcial wmowic ze uszkodzenia sa po oryginalnych..
proponuje redakcji najpierw sie 2 razy zastanowic
Cytować
+5 #2 Brego 2017-03-12 22:37
Bardzo słuszna uwaga Turboptyś. Jak to stare przysłowie mówi "to złodziej zawsze krzyczy , łapać złodzieja "
Cytować
+6 #1 Turboptyś 2017-03-10 04:56
Szkoda że wywiad nie został przeprowadzony z osobą bezstronną w tym temacie. Jest tu sporo prawdy ale jak mają uwierzyć sadownicy komuś kto sam ma do zaoferowania ŚOR?
Cytować

Powiązane artykuły

X