Uczciwości nie kupi się na sortowanie

Poprzednim artykułem chciałem zakończyć pisanie o handlu "za wagę" w skrzyni, bo temat ten wypłynął jakby przy okazji zupełnie innej kwestii, o jakiej miałem pisać, miał być dygresją, a stał się top tematem komentarzy. Jednak nie mogę się nie odnieść do pewnego motywu, który przewija się w dyskusji o tym handlu i stanowi główny argument jego przeciwników. Argument, dodam uczciwie, jest całkowicie słuszny i prawdziwy: szrot w skrzyniach.

Przestańmy się oszukiwać i przyznajmy sami przed sobą, że większość sadowników ma słabą lub też bardzo słabą jakość jabłek w sadach. Nie czas i miejsce tu pisać o przyczynach i winnych tej kwestii, po prostu stwierdzam fakt: większość jabłek, będących przedmiotem obrotu jako surowiec w skrzyniach, ma niską jakość. Również i autor podpisuje się pod tą tezą, sam o tym pisałem wielokrotnie, również w pierwszym z artykułów o handlu "za wagę". Zrozumiałe więc, że sortujący te jabłka boją się ryzyka kupowania po uśrednionej cenie, bo naprawdę ciężko jest wyliczyć średnią cenę dla partii, która jest wręcz absurdalnie niejednorodna, w której są owoce od 60 do 100 mm, o uszkodzeniach i odgniecionych palcach już nie wspominając. Kupując to na sortowanie nie mamy ryzyka wpadki, po prostu odrzucimy sadownikowi te najgorsze owoce i tyle. Jednak zastanówcie się Państwo co by było, gdyby nagle Komisja Europejska albo jacyś inni kosmici z Marsa wprowadzili urzędowy nakaz kupowania tylko "za wagę"? Po jednym sezonie jakość jabłek w obrocie handlowym wzrosła by niepomiernie. Dlaczego? Ponieważ nikt, absolutnie nikt, by nie kupił niepewnych partii owoców. Ogromna rzesza sadowników, która teraz rzekomo produkuje deser zostałaby z owocami w chłodniach albo musiałaby sprzedawać po cenie drastycznie niższej niż średnia rynkowa. Jakaż by to była promocja jakości! Kupującemu lepiej byłoby dać 10 groszy więcej za pewną, jednorodną partię owoców niż dać 10 groszy mniej za partię niepewną i niejednorodną. Po prostu ryzyko byłoby zbyt duże. Skąd to wiem? Sam kupowałem jabłka od sadowników "za wagę". Przy tego typu transakcjach ryzyko straty jest ogromne, więc słabych jabłek się tak nie kupuje, po prostu odpuszcza się zbyt ryzykowne transakcje i szuka się dalej. Niestety też, Drodzy Czytelnicy, oznaczałoby to, że chyba 75% naszych gospodarstw miałoby problem ze sprzedaniem owoców. U dobrych producentów byłyby kolejki kupujących na podwórkach, ale reszta stanęłaby przed dylematem: czy poprawić jakość i dalej robić deser czy też zejść z kosztów i robić przemysł? Widzicie Państwo jak bardzo zbawienny wpływ miałby taki model handlu dla naszej branży? Ale niestety Marsjanie nie przylatują zbyt często a jak już nas odwiedzają to robią kręgi w zbożach, a nie sadach. Nota bene to zboża się kupuje płacąc za każdy kilogram chyba, nie? 

PS Muszę się odnieść do jednego, strasznie głupiego argumentu, jaki padł w tej dyskusji: sadownicy by oszukiwali i wkładali przemysł na dno skrzyni. No powiem szczerze, że – jakkolwiek mam dość marne zdanie o ludzkie uczciwości – to takiej bzdury się nie spodziewałem. Po pierwsze: w obecnym systemie to sortowanie mogą oszukiwać. Jednak czy oszukują? Mierzmy się jednakową miarką. Nie Panowie Sortujący, nie jesteście lepszą etycznie kastą ludzi od sadowników. Po drugie: w obecnym systemie, kupowania jabłek na sortowanie, zawsze będziemy mieli szrot w skrzyniach, zawsze, bo niezależnie co się do tej skrzyni włoży, to sortowania i tak to kupi, najwyżej sobie odrzucając słaby towar. Z resztą my właśnie takiego stanu rzeczy doświadczamy, stąd te monstrualne procenty odsortu na rozpiskach. Przecież sortownie ciągle na to narzekają. Gdyby był handel tylko "za wagę", to sadownicy, którzy narwali w skrzynie byle czego, po prostu zostaliby z tym w chłodni do czerwca.

PPS Jest też wiele innych plusów tego modelu handlu, zarówno dla każdego producenta indywidualnie jak i branży jako całości, dlatego podtrzymuję swoja tezę, że stanie się on docelowym rodzajem transakcji w przyszłości. Tu nie ma pytania "czy", jest tylko kwestia "kiedy".

Powiązane artykuły

X