Powolutku, ale do przodu

Już kilka razy słyszałem, że w swoich tekstach cały czas tylko krytykuję sadowników. Tym razem chciałbym pochwalić.

W weekend, wiedziony konsumpcyjnym ukąszeniem i pod wpływem uroku kobiety pojechałem do dużego centrum handlowego. Zawodowe skrzywienie od razu zaprowadziło mnie na stoisko owocowe hipermarketu. Ku rozpaczy mojej partnerki musiałem obejrzeć każdy karton, każdą skrzynkę z jabłkami. Z każdym kolejnym obejrzanym opakowaniem jabłek uśmiechałem się do siebie coraz mocniej i mocniej. Na stoisku były owoce z dużej grupy producentów owoców spod Łodzi, ale też od sadownika. Niczym, absolutnie niczym się nie różniły. Miał być EPS? Był. Miało byś sortowanie co 5 mm i wytłoczka celulozowa? Były. Miał być sticerek? To był. Woreczki foliowe, flowpack. Gdyby nie malutka etykieta na zielonej skrzynce, to nie było żadnej różnicy między owocami dostarczonymi przez grupę i sadownika. Oprócz – zapewne – ceny jaką sadownik dostał za te owoce.

Wbrew temu co wieścili różnoracy przedstawiciele firm handlowych, to sadownicy są w stanie bezpośrednio dostarczać jabłka do marketów, zrobią to bez uszczerbku dla norm handlowych, sposobów pakowania, ale za to z zyskiem dla siebie, bo ominą pośrednika. Nie, to nie jest łatwy handel. Na pewno bezpośrednia współpraca jest trudniejsza niż oddawanie jabłek na sortownię. Gdy pisałem o potrzebie dokumentacji w obrocie jabłkami, o WuZetkach, to niektórzy śmiali się, że "oni potrzebują partnera do handlu, a nie do papirologii", wiem, że ci raczej z marketami współpracować nie będą. Nie będą też ci, którzy pisali pod moim artykułem o lepszych cenach Gali, że "podczas zbiorów to nie ma czasu na sortowanie", nie będą też ci, których bardziej zajmuje cięcie drzew niż handel. Jednak to nie szkoda, niech oni zostaną przy swojej organizacji, Wy idźcie do przodu, pomijajcie pośredników, zwiększajcie marże. Cieszy moje dziennikarskie oko, że to, o czym pisałem od dwóch lat się sprawdza, że są ludzie, którzy nie boją się, próbują wyjść poza schemat działania jaki został stworzony w branży, i który nas zaprowadził tu, gdzie jesteśmy. Einstein powiedział kiedyś, że "głupotą jest ciągle robić to samo i oczekiwać innych rezultatów", więc zmiany w organizacji handlu są nam niezbędne, kto się na nie załapie, ten będzie się rozwijał. Jeszcze raz gratuluję tym, którzy próbują i im się jakoś udaje, sam wiem ile pracy to kosztuje, więc tym bardziej gratuluję.

Ze strony sieci handlowych miałem ostatnio dwie długie rozmowy, obie zahaczyły o model bezpośredniej współpracy z producentami jabłek. Dwie bardzo duże sieci wprost przyznały, że ta forma się naprawdę sprawdza. Producenci podjęli się nie tylko dostaw do najbliższego centrum logistycznego, ale z powodzeniem wożą swoje jabłka spod Opola Lubelskiego do Krakowa, z Grójca do Sieradza, z Sochaczewa aż pod Gdańsk. Powtarza ponownie, że ta współpraca ma mankamenty i nie jest łatwa, ale tu chodzi o zyski jaki ona może przynosić. Gdybyśmy kierowali się tylko łatwością współpracy, to wystarczyłoby sypać wszystko na przemysł, tam nie ma zbędnej biurokracji, audytów, cotygodniowego ofertowania, negocjacji. Może właśnie bariera w postaci organizacyjnej będzie takim wąskim gardłem, które przywróci dochodowość sadownictwa?

Powiązane artykuły

X