Ciężko zaoszczędzić na ochronie

Właśnie kończy się nam zima 2023/2024 i ponownie była to zima dość lekka. Brakowało dłuższych okresów mrozów, śnieg padał rzadko, dużo częściej deszcz. Praktycznie cały czas doświadczaliśmy przejścia temperatur przez zero a to w górę, a to w dół. Taki układ pogody to bardzo dobre warunki do rozwoju raka drzew owocowych. W toku tej zimy, licząc od zakończenia zbiorów, mieliśmy kilka okresów krytycznych z infekcjami grzybem Neonectria. W efekcie ta zima może przynieść spore żniwo w postaci rozległych ran rakowych na dużej części drzew. Tak naprawdę to efekty tej zimy będzie widać dopiero około kwitnienia, kiedy zaczną obumierać kwiaty na pędach zakażonych grzybem. Po raz kolejny dobitnie natura udowadnia nam, że jeśli chcemy produkować odmiany wrażliwe na raka (Gala, Red Delicious) i to na podkładkach karłowych albo półkarłowych, to zimowe pryskanie jest koniecznością.

Pamiętam, gdy jesienią głosiłem podobną tezę, to sporo było głosów oburzenia, które twierdziły, że i tak już zbyt często pryskamy a większa ilość zabiegów leży tylko w interesie sprzedawców oprysków. No cóż, niech każdy pryska tyle ile uważa za stosowne, wszak to jego biznes, jego drzewa i jego pieniądze. Jednak pomijając te głosy to naprawdę trzeba zacząć poważnie myśleć o strategii ochrony sadów zimą. Miedź i ciecz kalifornijska wydają się naturalnymi preparatami do tej strategii, aczkolwiek już samo wyjeżdżanie zimą do sadu jest po prostu trudne. Neonectria atakuje gdy nie ma mrozu i jest dość mokro, w takich warunkach grunt pod kołami staje się grząski, wyżłabiają się koleiny w sadzie. Niszczymy murawę, która później ma problem z regeneracją i spełnianiem swojej roli wiosną i latem o efekcie estetycznym już nie wspominając.

Druga kwestia to wiatr, którego w okresie zimowym nie brakuje a bezlistne drzewa nie są w stanie wyłapać podmuchów. W rezultacie mamy duże znoszenie i problemy z dokładnym pokryciem drzew, a tylko dokładny oprysk ma sens, bo ani miedź, ani ciecz kalifornijska nie mają właściwości systemicznych. Dochodzimy więc do naturalnego wniosku, że pryskać trzeba wówczas kiedy są do tego warunki pogodowe, a nie wówczas kiedy mamy okresy krytyczne, bo w okresach krytycznych ciężko wjechać do sadu. Czyli mamy regularną prewencję i musimy wykorzystywać wszystkie możliwe okienka pogodowe, aby zabezpieczyć drzewa. Minusem takiej strategii jest potencjalna ilość zabiegów i koszt ochrony. Jednak koszt alternatywny, czyli koszt niewykonywania tych zabiegów jest dużo większy, bo rak naprawdę potrafi przeprowadzić w sadzie prawdziwą decymację. Koszt odtworzenia sadu to jeden z największych składników kosztu produkcji jabłek, a więc żywotność drzew jest bardzo, bardzo ważna. Trzeba więc robić maksymalnie wiele, aby zachować jak najpełniejszą obsadę kwatery a walka z rakiem drzew owocowych jest tutaj najważniejsza.

Na koniec dodam, że o ile infekcje Neonectrii występują zimą o tyle wcale to nie są te najsilniejsze. Grzyb ten atakuje także latem i to w sposób dość intensywny, i tutaj też mamy problem, aczkolwiek chyba trochę mniejszy. Otóż często w czerwcu kończymy zabezpieczanie fungicydowe jabłoni i minimalizujemy częstotliwość opryskiwań aż do jesieni i ochrony przedzbiorczej. W tym okresie są jednak silne burze, kiedy to Neonectria atakuje dość mocno, bo ma luksusowe warunki wilgotnościowe i temperaturowe, przy minimalnej ochronie chemicznej latem nie ma jej też co powstrzymać. Aczkolwiek latem mamy dużo więcej możliwości, bo są produkty oparte o fosforyny czy miedź systemiczną, a nawet zwykły kaptan ma właściwości prewencyjne, no i warunki pogodowe są dużo korzystniejsze do wykonywania zabiegów.  Strategia ochrony przed rakiem musi być całosezonowa, ale najtrudniejszy jednak jest okres zimowy, ze względu na ilość środków i warunki pogodwe. Jednak jeśli chcemy dalej uprawiać Galę czy Red Deliciousa, które to są zdecydowanie najbardziej dochodowymi odmianami, to nie ma możliwości abdykacji z tej ochrony, nawet jeśli ktoś uważa, że i tak już zbyt dużo pryskamy.

Powiązane artykuły

X