Nisza dla profesjonalistów

Ostatnimi czasy trochę bardziej przyglądam się rynkowi jabłek ekologicznych oraz całemu temu reżimowi produkcyjnemu. Od dość dawna byłem sceptyczny wobec ekologii. W zasadzie uważałem to za uprawę dopłat a nie prawdziwą produkcję i dalej generalnie tak to widzę. Jednak muszę przyznać, że dostrzegam też spore grono ludzi, którzy potrafią się w tym odnaleźć i naprawdę uczynić z tego źródło relatywnie dobrych dochodów. Oczywiście pomijam zakręconych ekologów, którzy wierzą w ekologię jako religię i interesuje ich produkcja dla samej produkcji a nie wynik ekonomiczny.

Na początku umówmy się, że rynek deserowy tego reżimu produkcyjnego nie istnieje praktycznie w ogóle. Wśród odmian jabłoni wcale nie dominują odmiany bezparchowe a dokładnie ta sama grupa, co w sadownictwie konwencjonalnym. To dość dobrze oddaje dystans jaki producenci mają wobec ekologii. Są gotowi zmienić technologię uprawy, ale nie ryzykują sadzenia odmian stworzonych do ekologii. Technologię można zmienić z sezonu na sezon, ale sadu tak łatwo już się nie zmieni. Natomiast dość dobrze rozwija się rynek owoców do przetwórstwa w naszym kraju, eksportujemy je oczywiście głównie na Zachód, ale i nasze zakłady poszukują takich owoców. Owoce ekologiczne to zdecydowanie przetwórstwo. Nie da się tego podważyć. Sadownicy nawiązują kontakty z przetwórniami w Niemczech czy we Włoszech i wysyłają tam swoje jabłka. Najczęściej mówimy o sypaniu tego na ciężąrówki jako surowiec do soków NFC, ale też coraz częściej producenci decydują się na wysyłki jabłek do obieralni, szczególnie, że w naszych sadach dużo mamy Ligoli i Jonagoldów oraz Idareda, czyli odmian dobrze wpisujących się w wymagania obieralni. Stosując technologie ekologiczne możemy mieć pewne trudności z osiągnięciem wysokiej jakości owoców, ale dla przetwórstwa to nie ma znaczenia. Poza tym rynek ten jest jeszcze dość mały i całkiem łatwo jest znaleźć bezpośrednie dojście do dużych firm, omijając pośredników. Poza tym duże zakłady same dość intensywnie szukają dostawców, więc naprawdę bez problemu można nawiązać kontakt z podmiotami z Zachodu. W efekcie rodzi się całkiem fajny biznes, który może być efektywny ekonomicznie. Nawet jest szansa na kontraktację dostaw i zagwarantowanie pewnej stabilności cenowej. Jest do dość silny argument za sensownością tego reżimu, porównując go do rozchwiania na rynku konwencjonalnym.

Nie jest to jednak produkcja łatwa i przyjemna. To nie jest tak, że w ekologii się nie pryska. Oj pryska się, pryska i to niemało. Niska skuteczność środków oraz ich ograniczona paleta zmuszają do dość dużej częstotliwości zabiegów. Słabą efektywność środków nadrabiamy krótkimi interwałami czasowymi między zabiegami. Dotychczas było to okupione dużą dysproporcją między kosztami ekologii i konwencji, ale w dobie szalejących cena środków ochrony, okazuje się, że ekologia już nie jest taka droga.

Trudności technologiczne sprawiają, że nie jest to produkcja dla każdego. Wynikają z tego dwa plusy. Pierwszy: nie będzie gospodarstw ekologicznych w każdym podwórku, bo większość z obecnych sadowników nie poradziłaby z dopryskaniem sadu. Nie będzie więc za chwilę jakiejś kolosalnej nadpodaży owoców. Drugi: z pierwszego wynika, że skoro nie będzie ogromnej rzeszy producentów, to łańcuch produkcji nie zostanie zaraz przechwycony przez pośredników i różnej maści skupy. Dzięki czemu jest szansa, że marże nie rozejdą się w ciągu łańcucha na ogrom ogniw i producent będzie miał z czego żyć.

Dalej mam pewne obawy co do przyszłości tej gałęzi sadownictwa i – jak patrzę na strukturę odmianową w sadach ekologicznych – nie tylko ja. Jednak jak patrzę na marżowość konwencji i ekologii, to zaczynam rozumieć, dlaczego niektórzy zaryzykowali.

Komentarze  

+2 #1 Od pola do żłobu 2021-10-29 06:56
Odmian dedykowanych dla upraw konwencjonalnych, nie da się wyprodukować metodami ekologicznymi w jakości deserowej, równej metodom konwencjonalnym. Można to osiągnąć jedynie przy uprawach dedykowanych dla rolnictwa ekologicznego. Jeśli ktoś próbuje metod ekologicznych na odmianach dedykowanych do upraw konwecjonalnych, to w efekcie może się przejechać na grubą kasę - tak odnośnie wysokości plonu, jak i handlu. Wystarczy , żeby wyszło cokolwiek w badaniach wykonanych przez klienta. Dodatkowo, przy miksie upraw gdzie mamy trochę konwencji, a trochę ekologii, pozostałości wykryte w badaniak przez klienta, są nie do wybronienia po stronie producenta. A co do strony biznesowej, to wystarczy zobaczyć ruch klientów w Biedronkach i porównać z ruchem klientów w sklepach ze zdrową żywnością. Od lat skala decydowała o rentowności biznesu i to nie tylkow branży rolniczej.
Cytować

Powiązane artykuły

X