Lekcje z Ligola

Mamy już pierwsze dni lipca, końcóweczka sezonu jabłkowego. Z chłodni wyprzedawane są resztki zapasów i co my w tych resztkach mamy? Okazuje się, że całkiem dużo szrotu, jabłek o bardzo niskiej jakości, i nie, tym razem nie piszę o chorobach przechowalniczych, które pojawiają się na owocach w trakcie przechowywania, tylko o parametrach, które już było widać podczas zbiorów. Jaki jest sens przechowywania przez 8 czy 9 miesięcy Jonagoldów zrywanych od 60 mm? Albo też jabłek dowolnej odmiany z wybarwieniem na poziomie 20-30%? Czy naprawdę ktoś myśli, że w trakcie sezonu przechowalniczego rynek wywróci się aż tak bardzo, iż taki towar nabierze wartości do poziomu, pozwalającego na pokrycie kosztów przechowywania i zarobienia na tym?

Rozumiem ideę przechowywania spekulacyjnego (choć fanem tegoż nie jestem) ale jeśli spekulować, to raczej na dobrym towarze, który zawsze łatwiej się sprzedaje niż towar słaby. Gdy w trakcie sezonu WAPA publikowała dane odnośnie zapasów w Polsce, to na dole dawała dopisek o fatalnej jakości owoców i aby nikt nie wyciągał zbyt dalekich wniosków z liczb podanych dla naszego kraju. Mimo wszystko rynek antycypował te zapasy. Döhler mógł obniżyć cenę skupowanych jabłek w maju, bo wiedział, że tego badziewia jest pod dostatkiem. Ponieważ ceny na sortowniach są powiązane z cenami przemysłu, to mieliśmy kotwicę uniemożliwiającą ich wzrost. Sami sobie strzelamy w stopę.

Zwracam uwagę Szanownych Czytelników na ceny Ligola, którego taki ogrom wyrzuciliśmy na przemysł jesienią, więc później dało się wziąć za niego lepsze pieniądze niż za resztę odmian standardowych. Jaki z tego wniosek? Słabych jabłek należy pozbyć się już jesienią aby była możliwość zarobienia pieniędzy na tych lepszych wiosną czy zimą. Zadziałało to na Ligolu, więc dlaczego miałoby nie zadziałać na pozostałych odmianach?

Drodzy Państwo, przechowujmy mniej tych owoców, bo i tak – jako rynek – mamy problem z korzystnym upłynnianiem tego co pakujemy do chłodni. Przyznajmy przed sobą uczciwie, że coś nam w produkcji nie wyszło i mamy towar o słabszych parametrach niż pożądane. Zamiast pakować to do KA na 8 miesięcy, to może lepiej poszukać, zaraz po zbiorach albo jeszcze wcześniej, jakiegoś klienta o mniejszych wymaganiach, niż liczyć na cud w postaci wiosennej zwyżki cen. Nie dość, że cud się nie spełnił, to jeszcze masa tego towaru paradeserowego ciąży na rynku i nie pozwala podnieść cen.

Komentarze  

+1 #2 Ekonom 2023-07-05 16:56
W tym roku z grzybkiem się włoży i pójdzie bo nie ma jabłek

Zielony ligol też się sprzeda
Cytować
+3 #1 Ekonom 2023-07-03 08:36
No way

Jest masa jest kasa

Czas płaci nie odmiana

Już 3 rok z rzędu to się potwierdza a sadownicy ciągle dokładają

Jak oni to robią???z czego????
Cytować

Powiązane artykuły

X