Jakość czy cena?

Po moim artykule o słabych perspektywach dla istotnych podwyżek cen jabłek na polskim rynku, pojawił się artykuł zawierający opinię izby rolniczej, która dokładnie to samo pisze o polityce marketowej. Oczywiście oba artykuły dotyczą szerszej perspektywy, a nie tylko obecnego sezonu, który jeszcze może się różnie potoczyć. Natomiast osobiście wyciągam całkowicie odmienne wnioski niż większość komentujących.

kom2

Spora część głosów popiera powyższą opinię i kwestionuje sens inwestowania w jakość. Natomiast osobiście mam zupełnie inne odczucie i uważam, że w tę jakość powinniśmy inwestować naprawdę intensywnie. Oczywiście pewnie będzie masa komentarzy jak ten poniżej, do tego cieszących się sporą popularnością.

komprusz

Jednak zapewne już dawno Szanowni Czytelnicy zauważyli, że nie jestem ultrasem demokracji i nie uważam, aby popularność opinii miała świadczyć o jej słuszności, najczęściej jest wręcz przeciwnie.

Otóż twierdzę, że powinniśmy inwestować w jakość nawet kosztem tonażu. Nie powinniśmy się w ogóle fiksować na rynku wewnętrznym, bo jest on dla nas wprawdzie dość istotny, ale może wchłonąć 30-50% naszych owoców, dlatego absolutnie nie powinien być żadnym wyznacznikiem trendów. To tak jak z rynkiem rosyjskim, na który się całkowicie nastawialiśmy do 2014 roku, pod wymagania którego dobieraliśmy nasadzenia (Idared, Gloster, Mutsu), formę sprzedaży (kartony otwarty 13 kg) czy kalibrację (+70 mm) albo jakość owoców. W momencie embarga mieliśmy miliony ton, z którymi nie wiedzieliśmy co zrobić, bo był to towar niesprzedawalny na innych rynkach. Dlatego myślenie o tym, żeby odpuścić sobie jakość i dostosować się do wymogów marketów uważam, za kolejną ślepą uliczkę dla naszego sadownictwa. Markety są istotne, należy dbać o relacje z nimi, natomiast te 50% jabłek musimy sprzedać na inne rynki niż wewnętrzny a na tych innych rynkach jednak żądają jakości. Red Jonaprince eksportowany do Indii osiąga jednak lepszą cenę niż ten wysyłany do Biedronki czy Dino, ale różnica w jakości jest diametralna, zaczynając od rozmiaru, po jędrność, wybarwienie czy nawet odciski palców. Jeśli wyprodukujemy go w jakości marketowej, to na pewno Indie go nie kupią. Jeśli będziemy mieli 1,5 mln ton jabłek deserowych w jakości marketowej, to zrobimy dobrze tylko marketom, nie sobie. Będą mogły wybierać między dostawcami, bo każdy będzie miał towar pod nich zrobiony i tylko pod nich. Alternatywą dla marketów będzie Dӧhler ze swoją polityką zakupową, którą wszyscy dobrze znamy. Dlatego absolutnie nie można wyciągać wniosków takich jak Pan Jan, bo to nas zaprowadzi do dyktatu marketów i jeszcze niższych cen. Oczywiście nie wszyscy będą w stanie wyprodukować jakość, to przecież jasne, jeszcze mniej osób będzie potrafiło tę jakość owoców przekuć w sukces sprzedażowy, bo to jest jeszcze trudniejsze. Ba, twierdzę, że to będzie mniejszość naszej branży. Jednak jeśli wszyscy zaczniemy równać w dół, do trendów wyznaczanych przez chorą politykę marketów, to znów wylądujemy jak w 2014 roku z ogromną produkcją, której nie będzie gdzie sprzedać. Nie możemy dostosować 1,5 mln ton produkcji do standardów marketów, bo one kupią maksymalnie połowę z tego, co zrobić z resztą? Sypać na taśmę?

Komentarze  

+2 #1 Jacek Pruszkowski 2023-12-18 08:28
Autor popełnił dużą manipulację. komentarz dotyczył tematu wykonywania dodatkowych zabiegów chemicznych zimą dla ochrony przed chorobami kory i drewna. Dopasował go sobie do innego tematu i swojego widzimisię. Tyle wyjaśnienia. Słowo pisane, nawet w komentarzach, jest pewną indywidualną wartością i własnością. Nie można go wykorzystywać dowolnie. Nie wszyscy to rozumieją, nawet ci, którym wydaje się, że ,,zjedli wszystkie rozumy".
Cytować

Powiązane artykuły

X