Co sadzić?

W lutowo-marcowym wydaniu South African Fruit Journal natrafiłem na artykuł o nowej mutacji odmiany Fuji. Takie tam typowe slogany o lepszym kolorze, lepszym rozmiarze, itp. Standardowe teksty jakie spotkamy w każdym reklamowym tekście. Od teraz w RPA będą mieli czerwieńsze i większe Fuji – Royal Fuji. Na początku zignorowałem ten artykuł, lecz dziś do niego wróciłem. Parę dni temu rozmawiałem z kolegą na temat produkcji odmian w Polsce, obaj mieliśmy raczej marne zdanie na temat tego, co polski rynek szkółkarski nam oferuje. Nie chodzi tu o jakość, ale o dobór odmian. Druga sprawa to co my – sadownicy – sadzimy i w kierunku jakich odmian chcemy iść. Na świecie są dwie drogi w produkcji nowych odmian: ulepszanie standardów oraz kreacja nowych odmian. Wydaje mi się, że u nas chcemy zdecydowanie iść w tworzenie nowych odmian. Zarówno szkółkarze jak i sadownicy tego chcą.

W globalnym obrocie dominuje "wielka piątka" odmian: Fuji, Red Delicious, Golden Delcious, Granny Smith oraz Gala. Wcześniej była to tylko pierwsza czwórka, ale w latach 70-tych we Włoszech, ulepszono nowozelandzki wynalazek, tworząc lepszą wersję Gali. Przez ponad 100 lat do grona odmian jabłek będących przedmiotem handlu międzynarodowego przebojem wdarła się jedna odmiana. Pauza. Pauza. Żeby to dobrze wybrzmiało. Na świecie mamy kilkanaście tysięcy odmian, ale tylko pięć jest przedmiotem wielkiego handlu. Wymienione wyżej pięć odmian ma wiele swoich mutacji i ciągle powstają nowe, dające lepszy kolor, lepszy rozmiar albo mniejsze drzewa. Jednak dalej jest to obracanie się w tej samej grupie odmian. Nieważne czy masz Galę Brookfield, Shnigę czy Buckeye, to wszystko to będzie w handlu międzynarodowym znane jako Gala Royal. Podobnie z Red Deliciousem czy Goldenem. Rzadko którego nabywcę interesuje zakup tej czy innej mutacji Gali. On przychodzi z zamówieniem na Galę Royal i chce dostać Galę z paskami i to wszystko. Jeśli więc chcemy uczestniczyć w międzynarodowym handlu jabłkami to musimy oferować światu to, co świat zna, czyli odmiany z tej "wielkiej piątki".

Drugim modelem jest wyhodowanie całkowicie nowej odmiany. Sam proces jest dość długi, żmudny i kosztowny a na dodatek obarczony wielkim ryzykiem, że odmiana się nie przyjmie. Inwestycje w nowe kreacje są na świecie spotykane dość powszechnie. Co chwilę gazety obiega informacja o nowej odmianie, która wejdzie do oferty szkółek i ma świetne parametry. Niestety, aby zarobić fajne pieniądze na sprzedaży całkowicie nowych dla rynku jabłek, trzeba zainwestować ogrom pieniędzy w marketing, aby do świadomości konsumentów przebić się z nowymi jabłkami. Tak postępują np.: Amerykanie z CosmicCrisp. Dodatkowo można sztucznie ograniczyć podaż danej odmiany zakładając klub i tym samym dążyć do maksymalizacji zysków. Ten drugi model u nas jest raczej nierealny, bo niby kto miałby wyłożyć kasę na reklamę i jak ograniczyć dziki handel zrazami?

W 2014 roku byłem na spotkaniu z dr Adamem Furą. Mówił on o wizycie pewnego importera z Egiptu, który obracał tysiącami kontenerów z jabłkami. Był gotów w Polsce kupić te owoce i rozprowadzić je po krajach MENA. Wszystko szło pięknie, dopóki nie zobaczył tego, co my oferujemy. Mieliśmy ogrom Szampiona, Ligola, Idareda, Jonagoreda i Glostera. Dla niego to był szok. W jego percepcji jabłko to była Gala, Red Delicious, Golden Delicious, Fuji i Granny Smith. To mógł sprzedać każdemu ze swoich odbiorców, oni te odmiany znali i ciągle nimi obracali. Natomiast nie był gotowy podjąć się przekonywania kogokolwiek, że Szampion zdobędzie gusta arabskich konsumentów.

Naszej branży nie stać na wykreowanie nowej odmiany, która zdobędzie poczesne miejsce na światowym rynku. Nie mamy organizacji, która by się tego podjęła ani pieniędzy, aby takie działania marketingowe prowadzić. Bez sensu jest więc tworzyć kolejne nowe odmiany. Jedynym rozsądnym krokiem jest tworzenie lepszych mutacji światowych standardów. Takich, które w naszych warunkach klimatycznych będą dawały wysoki i dobry jakościowo plon. Przykładem niech tu będzie Golden Delicious i jego mutacja Reinders. Podstawowa odmiana zbyt łatwo się ordzawiała w naszych warunkach, ale już ściągnięcie do kraju klonu Reinders znacznie rozwiązało ten problem.

Jednak to popyt stymuluje podaż, więc to sami sadownicy chcą kolejnych nowości. Sadzimy różne "wynalazki", które może i mają pewne pożądane cechy, ale których rynek międzynarodowy nie zna i nie chce. Osobiście jestem wielkim fanem odmiany Ligol ale prawda jest taka, że dla świata ta odmiana jest nieporozumieniem. Owoce są wprawdzie słodziutkie, twarde i soczyste, ale są za wielkie i na wpół zielone oraz nikt ich po prostu nie zna. Importer z takiej Malezji zawsze dostarczał do hurtowni w Kuala Lumpur Galę Royal i Fuji, raz kupował z RPA, raz z Włoch a czasem też z Nowej Zelandii. Jak mu teraz zaproponować Ligola? On może zaryzykować wprowadzenie nowego dostawcy (czyli polskiej firmy) ale żeby do tego ryzykować wprowadzenie nowej odmiany? Po co mu takie ryzyko? Zamiast podawać karton za kartonem prosto z kontenera, to będzie musiał prowadzić akcję przekonywania odbiorców, że Ligol to dobry wybór. Raczej się tego nie podejmie. Gusta na rynkach światowych żądają owoców o średnim rozmiarze, słodkich i w pełni wybarwionych. Nie ma sensu przekonywać całego świata, że na wpół zielony Ligol jest cacy. To raczej się nie uda, a jeśli już to zajmie lata, aby zmienić nawyki konsumenckie.

Polscy sadownicy powinni sadzić (a szkółkarze im dostarczać) odmiany, które z łatwością upłynnią na nasyconym, światowym rynku jabłek a nie wymyślać na siłę nowe odmiany.

Komentarze  

0 #7 Roman 2021-08-07 11:21
Tylko malina i czarna porzeczka bo placa :)))
Cytować
+4 #6 Roman 2021-08-05 07:35
Cytuję IGOR:
Jak dla nas wielka 4 bo granny smith w naszym klimacie nie wypali, 20 lat temu drogi Romanie bez sensu było sadzić FUJI, Gale Royal czy red delicious, gdyż w tamtym czasie lepiej dało się zarobić na Idared -cie, czy Goldenie, a gloster był wówczas w cenie red del. A poza tym była inna koniunktura, byliśmy nastawieni na rynek Rosyjski i kropka. Teraz po prostu się musimy przestawić na produkcję dostosowana do tych czasów i zacisnąć "pośladki". Samo karczowanie jak i masowe obsadzanie "rowów" nic nie da. Nawet posiadając tonaż jabłek premium, na nasz rynek niczego nie zagwarantuje. Bardzo łatwo jest zbić cenę, nawet przyjmując że produkujemy tylko 1 mln ton jabłek, import przez naszych pośredników, tanich jabłek z krajów poza wspólnotowych,( gdzie pozostałości są niekontrolowane) skutecznie zbije cenę opłacalną w produkcji(patrz produkcja śliw, czereśni itp., gdzie skutecznie kontroluje się krajową cenę surowcem z importu). Co do Skierniewic, obecnie należą chyba do SGGW, a w Polskim prawie szkoły wyższe nie mogą zarabiać(jak i ich placówki), tylko muszą wydawać na bieżąco to co mają, już nie mówiąc o dotacjach 30 -40 zł od sadowników. To gdzie tu do promocji, gdzie potrzebny jest kapitał wieloletni i długofalowe planowanie.



Teraz to możemy tylko obserwować jak bankrutują gospodarstwa bo nazmiany jest już za późno a stać będzie na nie tylko nielicznych.

Uśpiły nas 2 rzeczy...rynek rosyjski i tania siłą robocza z Ukrainy.
Większość myślała,że to już zawsze tak będzie a nieliczni wiedzieli co się świeci.

Dziś w branży sadowniczej zarabiają wszyscy oprócz sadownika

Tak długo się nie da...choć polski sadownik jest idiota i lubi pracować za darmo
Cytować
0 #5 IGOR 2021-08-04 21:26
Jak dla nas wielka 4 bo granny smith w naszym klimacie nie wypali, 20 lat temu drogi Romanie bez sensu było sadzić FUJI, Gale Royal czy red delicious, gdyż w tamtym czasie lepiej dało się zarobić na Idared -cie, czy Goldenie, a gloster był wówczas w cenie red del. A poza tym była inna koniunktura, byliśmy nastawieni na rynek Rosyjski i kropka. Teraz po prostu się musimy przestawić na produkcję dostosowana do tych czasów i zacisnąć "pośladki". Samo karczowanie jak i masowe obsadzanie "rowów" nic nie da. Nawet posiadając tonaż jabłek premium, na nasz rynek niczego nie zagwarantuje. Bardzo łatwo jest zbić cenę, nawet przyjmując że produkujemy tylko 1 mln ton jabłek, import przez naszych pośredników, tanich jabłek z krajów poza wspólnotowych,( gdzie pozostałości są niekontrolowane) skutecznie zbije cenę opłacalną w produkcji(patrz produkcja śliw, czereśni itp., gdzie skutecznie kontroluje się krajową cenę surowcem z importu). Co do Skierniewic, obecnie należą chyba do SGGW, a w Polskim prawie szkoły wyższe nie mogą zarabiać(jak i ich placówki), tylko muszą wydawać na bieżąco to co mają, już nie mówiąc o dotacjach 30 -40 zł od sadowników. To gdzie tu do promocji, gdzie potrzebny jest kapitał wieloletni i długofalowe planowanie.
Cytować
+3 #4 Sadownik2 2021-08-04 20:52
Z większością treści trudno się nie zgodzić.Rynek(w mej! ocenie)działa beznadziejnie, liczy się sztampa, powtarzalność a dla jabłka :trwałość w obrocie, wybarwienie ...smak jest drugorzędny.Tak to oceniam, ale nie zamierzam z tym walczyć tylko mnie to mało tyczy,ja mam swoją niszę-dzięki takiej a nie innej lokalizacji,oraz dzięki podjęciu wiele lat wstecz odpowiednich decyzji.Najgorsze jest to ,że jeszcze dziesięć lat wstecz gdy oczywistym!!! był wybór Gali i Goldena,osoby mające wielohektarowe sady sadziły różne wynalazki oraz ...Idareda, no dla mnie to masakra.Produkujemy miliony ton, no powiedzmy milion ton jabłka deserowego i jakiś handlowiec z północnej Afryki, nie jest w stanie kompletować dostaw z potrzebnych mu odmian...mnie to dziwi, ale...może jest drugie dno-ile ten importer chciał płacić lub trzecie,wbrew peanom doradców,sadów produkujących Galę,Goldena -wysokiej jakości jest ...jak na lekarstwo.Generalnie :wiem,że nic nie wiem.Miałem nadzieję że podczas spisu rolnego będą pytania o strukturę nasadzeń,żebyśmy cokolwiek wiedzieli na pewno...ale spis był niewiadomopoco i dalej opieramy się na wróżbach z fusów czy magicznej kuli.
Cytować
+8 #3 Roman 2021-08-04 02:17
Dziś pytanie brzmi nie co sądzić tylko

Ile wyrwać by przetrwać???

Odmiany z wielkiej 5 pecalem znajomym 20 lat temu.niewielu wtedy posadzilo bo mnie wyśmiali .dziś każdy z nich jecsadzi tylko już nie da się na tym dobrze zarobić.
Pierwszy do ugotowania jest Golden bo daje tony i nie raczeje .
Gala z Red delicious jeszcze mają 3-5 lat i też będzie klops.
Takie mam zdanie w tym temacie.

I jeszcze jedno dodam.rowniez w ubiegłym wieku mówiłem,że instytut w Skierniewicach powinien być utrzymywany przez sadowników.powiedzmy 20-30 zł miesięcznie to niezbyt duży koszt za możliwość wpływu na badania i hodowlę.


Jesteśmy potęga jabłkowa i nie mamy żadnej własnej globalnej marki i odmiany.
Tylko kopiujemy zachodnie wzorce .

Czy obraliśmy właściwa drogę???

Moim zdaniem NIE
Cytować
+2 #2 Piotr 2021-08-03 20:52
Ten eksporter się nie zna ......zna się sołtys z wsi grojeckich.....i jak on mówi że szampon jest super to jest super.......
Cytować
+3 #1 Hubert 2021-08-03 19:11
Ostarnie zdanie mnie rozwaliło. Człowieku szkółksrze to dostarczà odmiane jakiej sadownik potrzebuje. Planowanie i budowanie produktu nie zaczyna się na etapie szkolki! Po prostu w tej branzy brakuje głów do zbudowania produktu.
Cytować

Powiązane artykuły

Coraz więcej odmian i coraz mniejsze spożycie

Co powinniśmy sadzić?

Patron sadowników

X