Stan rynku

Jak wygląda aktualnie rynek jabłek? Z jednej strony ciągle niesprzedawalny jest Gloster, z drugiej strony ceny Idareda na obieranie prawie zrównały się z cenami oferowanymi przez sortownie dla jabłek deserowych. Na Zachodzie jest już odczuwalny pewien deficyt owoców i zainteresowanie naszymi owocami rośnie. Z drugiej strony dalej jest pewien problem z Goldenem, ale też ceny pozostałych odmian nie powalają na kolana.

Po raz kolejny rynek udowadnia, że większość odmian marketowych (Szampion, Ligol), powinniśmy produkować w rozmiarze 75-90 mm, bo naprawdę nie ma olbrzymiego popytu na najmniejsze owoce tych odmian. Jeszcze te 70-75 mm to można zyskownie zagospodarować, ale już taniej niż większe rozmiary i chyba jednak powinniśmy celować w te 75 mm jako docelowy rozmiar podczas produkcji. Zaraz pewnie pojawią się komentarze, które mówią, że "sad to nie fabryka" itd., ale rzeczywistość jest naprawdę brutalna i albo produkujemy to, czego chce rynek, albo lepiej już robić przemysł.

Oczywiście nikt nie wie jakie będą ceny w następnym sezonie, ale jeśli ktoś teraz dostaje 1,2 zł/kg dla jabłek 65-75 mm podczas gdy cena przemysłu suchego to około 0,95 zł/kg, to jaki jest sens produkowania owoców deserowych w tym rozmiarze? Dalej jest problem z korzystną sprzedażą Goldena. Mimo, że co jakiś czas pojawiają się atrakcyjne cenowo oferty, to jednak dominuje marazm w handlu tą odmianą. Jeśli pojawia się już popyt, to dotyczy on owoców najgrubszych, raczej powyżej 70 mm. Nie da się ukryć, że nasilają się problemy z jakością owoców, szczególnie z grupy Jonagolda (pojawia się GPP oraz wosk na powierzchni, spada jędrność), ale także z innymi odmianami, które zbierano zbyt późno, bo powszechnie czekaliśmy na kolor. Chyba troszkę lepiej jest z Red Jonaprincem niż miało to miejsce jeszcze miesiąc temu, bo popyt jest no ale ceny nie oszałamiają. Najlepiej wygląda sytuacja dla grupy Red Deliciousa, który jest ciągle poszukiwany, zarówno Red Chief, ale także wszystkie inne mutacje. W przypadku tych odmian ciągle mamy rosnącą podaż, bo dorastają nowe kwatery i ciągle je sadzimy a i tak mamy przewagę popytu nad podażą. Warto to odnotować i wyciągnąć wnioski. Wydaje mi się, że dowodzi to, iż rynek poszukuje światowych standardów w naszym wykonaniu. Mamy oferować odbiorcom to, co oferują Amerykanie, Chilijczycy czy Włosi a nie przekonywać ich do Muny, Mutsu czy Glostera.

Jesteśmy już w połowie sezonu przechowalniczego i z pewną nadzieją patrzymy na datę 1 kwietnia, kiedy to ma zostać zawieszone białoruskie embargo na polskie jabłka. Dla tańszych odmian czy rozmiarów może to pozytywnie wpłynąć na ceny. Szczególnie Idared może się okazać wygranym tej sytuacji. Chyba też dla Goldena może to być bodziec do wzrostu zainteresowania, ponieważ klienci ze Wschodu zawsze łaskawie patrzyli na tę odmianę. Niestety, do tej pory ciężko powiedzieć, aby przechowywanie owoców miało jakiś wybitny cel ekonomiczny. Porównując ceny z jesieni do obecnych oraz koszty przechowywania a także ryzyka spadku jakości, to naprawdę kolejny raz okazuje się, że spekulacja jabłkami nie ma większego sensu. Jasne, jeszcze przed nami jakieś 3 miesiące handlu i potencjalne otwarcie Białorusi, ale każdy kolejny miesiąc to rosnące ciągle koszty i ryzyka. Wracając jednak do poszczególnych odmian, to dalej jest problem z Alwą – małe zainteresowanie i niskie ceny. Oczywiście tradycyjnie dobrze sprzedaje się Gala Royal, ale też popyt na Galę Must wzrósł i znacznie lepiej to wygląda niż jeszcze wczesną zimą. Na rynku pojawiły się też pewne nowości w ofercie sadowników...