Taniejące truskawki

Z pewnym zaciekawieniem patrzę na ceny truskawek. Jeszcze się sezon nie rozkręcił, a te już zdążyły kilka razy stanieć. Z jednej strony to przerażające, z drugiej jednak oczywiste.

Zerkam na Facebooka i praktycznie pod każdym postem, zawierającym ogłoszenie o sprzedaży tych owoców, jest masa komentarzy o zbyt niskiej ich cenie. Dotyczy to zarówno towaru importowanego jak i rodzimego. Dziś importowane truskawki można kupić nawet po 11 złotych za kilogram. Ceny na poziomie 12 złotych są standardem, a wszystko powyżej już budzi zdziwienie na rynku. Ciut droższe są krajowe, jak zwykle chyba, lecz też ceny pikują w dół. Plantatorzy krytykują swoich kolegów po fachu, którzy oferują towar poniżej 16 zł/kg. Padają poważne oskarżenia o nieszanowanie swojej pracy, o brak umiejętności liczenia kosztów, robienia krzywdy samemu sobie itd. Znamy to wszyscy. Jednak ja tych ludzi trochę rozumiem – muszą sprzedawać, aby zarabiać a i tak sprzedają drożej niż importerzy zagraniczny towar. Jeszcze większe różnice w cenie miedzy ofertą krajową a zagraniczną promowałyby tylko import. Wiem, wiem. Jest ten słynny argument o lepszym smaku krajowej i sentymencie konsumenckim. Sentyment konsumencki jest rzeczywiście, ale wszystko ma swoje granice, nikt nie będzie płacił po 20 złotych za krajowe owoce gdy importowane są dwa razy tańsze. Co do tego smaku, to jest to rzecz gustu, dodam tylko, że Litwini też uważają swoje owoce za nieporównywalnie lepsze od bezsmakowego importu..... z Polski. Też mają ten cyrk z przesypywaniem polskich truskawek do litewskich łubianek i oburzeniem konsumentów oraz plantatorów na ten proceder. Litewskie truskawki trochę później pojawiają się na rynku, wszak Litwa leży na północ od Suwałk i na początku sezonu dominuje oraz rynek kształtuje import, ku rozpaczy miejscowych producentów. Cały świat ma ten sam problem z masowym przywozem owoców z cieplejszych regionów globu. Konsumenci pragną poczuć lato i zajadać się sezonowymi pysznościami, rynek reaguje na to, oferując im import z krajów, gdzie lato przychodzi wcześniej. Tak naprawdę my na to niewiele poradzimy, może chyba tylko zmiany klimatu nas uratują. Nota bene, według raportu Komisji Europejskiej, polskie rolnictwo zyska na ociepleniu klimatu, między innymi właśnie przez wcześniejsze zbieranie plonów owoców ciepłolubnych. Truskawkarze powinni chyba zacząć rozglądać się za starymi dieslami. Oburzenie plantatorów na pikujące ceny, na importerów, jest też zrozumiałe, wszak od wysokości cen zależą ich dochody. Tylko oprócz zrozumienia ich żalu nie rozumiem co niby dałoby się z tym zrobić? Mamy zakazać importu? Już ten temat ze trzy razy poruszałem i pisałem jak nierozumne to stanowisko. Mamy sprzedawać dwukrotnie drożej niż import? No to wówczas ile tego sprzedamy? Jedynym sensownym wyjściem jest przejęcie tego importu i zarabianie na nim. Jeśli ktoś produkuje truskawki od wielu lat, to ma niepodważalną wiedzę na temat obrotu nimi. Ucieczka do przodu, w formie upraw przyspieszanych, z tuneli, jest zabójcza, co właśnie ten sezon pokazuje. To ogromy nakład kosztów a i tak nie przeskoczymy kwestii klimatu. Nieważne jak bardzo będziemy ogrzewać tunel, to w Grecji i tak będą mieli truskawkę szybciej i taniej.

Zamiast walczyć z importem, w tej skazanej na klęskę walce, to lepiej jest ten biznes przejąć. Ktoś, kto od kilku lat sprzedaje truskawkę z własnego pola do marketów czy hurtowni, równie dobrze może im oferować owoce importowane. Na początku sezonu import, potem import się kończy i wchodzi swój towar. Przecież identycznie robią to polscy sadownicy eksportujący jabłka na Białoruś, którzy równie żwawo co swojego Idareda, to przepakowują holenderską gruszkę w skrzyneczki i wysyłają do Mińska. W Niemczech, gdy większość grup producentów owoców pobankrutowała, to tamtejsi producenci zaczęli szukać możliwości zarabiania na owocach w inny sposób – ruszył handel detaliczny z gospodarstw. Od 10 lat jest to najszybciej rozwijający się model sprzedaży w rolnictwie. Tajemnicą poliszynela jest, że większość oferowanych owoców pochodzi spoza ich własnych gospodarstw. Mieli wiedzę o sadownictwie, wiedzieli czego potrzebuje rynek, jak powinna wyglądać najlepsza malina, truskawka czy gruszka i zaczęli to kupować w Polsce,  Rumunii czy we Włoszech a potem sprzedawać na własnych stoiskach. Klimatu nie przeskoczymy, Grecja zawsze będzie cieplejsza od Polski, nawet jak przyjdzie to ocieplenie, to oni zamiast w kwietniu, to w lutym nam zaoferują tę truskawkę. Nie wygramy wojny z klimatem, nie wygramy wojny z importem. "If you can't beat them, join them".

Komentarze  

+1 #1 Sadownik2 2024-05-08 21:46
Należę do tej grupy pechowych konsumentów , którzy pamiętają smak dobrego pomidora jak i dobrej truskawki . Jakieś 80-90 % smaku to odmiana . Pomidor , wiadomo z genem long life , zgubił smak .Niestety plantatorzy truskawek idą w tą samą stronę i wybierają odmiany w których hodowca zapomniał o smaku , aromacie liczy się : plon , wygląd, zdrowotność iii przede wszystkim, jak w pomidorze - trwałość w obrocie !!! Hurra , z kilka lat będzie okres przejściowy , gdy klient zobaczy że nasza truskawka ma taki sam badziewny smak jak ta hiszpańska i mniej chętnie będzie ją kupować . Potem oczywiście przyjdzie przyzwyczajenie ale wtedy liczyć się będzie cena a nie kraj pochodzenia .Pomidory w okresie letnim,uprawiam dla siebie , niestety konieczność posadzenia poletka truskawki zbliża się szybkimi krokami.
Cytować

Powiązane artykuły

Ceny truskawek na Giełdzie Goławin 17.05.2024

Jak inni radzą sobie z przymrozkami?

Ceny truskawek na Giełdzie Goławin 16.05.2024

X