Jak inni radzą sobie z przymrozkami?
Strata plonów z powodu przymrozków czy też jakichkolwiek innych przyczyn (brak zapylenia) dotknie bardzo wielu z nas w tym sezonie. Przymrozki zdarzały się i wcześniej, są wpisane w naszą branżę i jej specyfikę. Pochodzę z rodziny sadowniczej, z regionu gdzie sady są integralną częścią krajobrazu odkąd pamiętam. Problemem tego sezonu jest to, że przymrozki przyszły po kilku nieciekawych sezonach. Wydaje mi się również, że o ile kiedyś też były przymrozki, to jednak trochę rzadziej. Jak sobie radzić z tak dużą utratą plonu? Jak sobie radzą inni sadownicy w świecie, wszak wiosenne spadki temperatury nie są tylko polską przypadłością.
W 2014 roku przymrozki nawiedziły kilka krajów europejskich, dość mocno zaznaczając swoją siłę na Wschodzie. Wiele sadów na Ukrainie oraz Białorusi straciło wówczas praktycznie całkowicie swój plon. Gdy już było pewne, że jabłek nie będzie, tamtejsi sadownicy zaczęli.... szukać owoców w Polsce. Żebyśmy się dobrze zrozumieli, nie ma tutaj mowy o pośrednikach, handlarzach czy hurtowniach, mówimy o sadownikach, producentach. Robili oni dobre pieniądze na zaopatrywaniu białoruskich sieci handlowych, ale też czerpali ogromne zyski z dostępu do rosyjskiego rynku. Utrata plonu była więc dla nich utratą potencjalnie dużych pieniędzy. Zaczęli więc pisać i dzwonić po polskich producentach, poszukując dostępu do towaru, który potem mogliby odsprzedać swoim kontrahentom. Poniżej mail jaki osobiście otrzymałem:
Z treści jasno wynika, że poszukiwany towar miał być przepakowany i odsprzedany jako własny do kolejnych odbiorców. Gospodarstwo sadownicze próbowało uzupełnić straty z powodu przymrozków, po prostu chcieli mieć czym handlować. W sytuacji straty plonu w gospodarstwie sadowniczym trzeba znaleźć sobie alternatywne źródło zarobkowania. Import owoców z Polski i handel nimi takim źródłem mógł być. Poza tym należało utrzymać klientów, z którymi już jakiś czas się współpracuje, zapewnić im ciągłość dostaw, zminimalizować ryzyko, że będą szukali nowych partnerów biznesowych. Zakupienie tych jabłek od innych sadowników, nawet z obcego kraju, wydaje się najlepszym rozwiązaniem. Pozwala pozostać w branży, zarobić coś niecoś na handlu i utrzymać klientów. Dziś to nie Białorusini tylko Polacy stracili sporą część plonów. Polski sadownik może stracił plon, ale dalej ma setki skrzyń, sortownicę na hali, dużą przechowalnię. To nie musi stać i kurzyć się do następnego sezonu. Sami produkujemy jabłka, znamy się na tym, umiemy ocenić jakość, potencjał przechowalniczy, wiemy co i za ile możemy zaoferować naszym odbiorcom. Nie ma się czego bać. Nasze ukochane grupy śmiało importują nam śliwkę z Serbii czy czereśnie z Hiszpanii, jednocześnie zaniżając ceny rodzimej produkcji. Nie ma powodu, aby i producenci, którzy stracili plon, nie mieli kupić tych brakujących jabłek na Ukrainie czy w Serbii. Niby dlaczego nie? Ponieważ nie jest to w interesie tych sadowników, którym nie zmarzło? A czy oni pokryją wasz rachunki czy raty kredytów? A jeśli Wam powiem, że polskie firmy handlowe już badają rynek ukraiński na możliwość importu jabłek? Te owoce i tak do nas napłyna, tak jak płyną grecki truskawki czy holenderskie gruszki. Tylko dlaczego to nie sadownicy mieliby zarobić na tym imporcie tylko handlarze? Holenderski sadownik jak wysyła swoje gruszki do Polski, to kombinuje w drodze powrotnej zapakować w nie jabłka na obierkę, które rozładuje gdzieś w zachodnich Niemczech czy w swojej ojczyźnie. Gdy w 2020 roku w Holandii nie obrodziły jabłonie, to tamtejsi sadownicy bez skrupułów dzwonili do polskich kolegów i kupowali u nas jabłka. Nie pamiętacie Państwo Red Jonaprince'a po 2 złote za wagę w skrzyni? Ja pamiętam. Skoro robią tak Holendrzy czy Białorusini, to dlaczego nie mielibyśmy robić tego my? Te jabłka i tak do Polski przyjadą, pytanie tylko kto na nich zarobi: sadownicy czy handlarze?
Komentarze
Bo to nasze narodowe hobby
Za to sadzić umiemy do oporu...
Słuchając głosów z branży sadowniczej to jesteśmy zakredytowani pod korek i co roku dokładamy do produkcji bo nic się nie opłaca
Kto ma to zrobić i jak sfinansować skoro sadownicy to biedacy????