Nie ma powtórki z ubiegłego sezonu

- Sprzedawać należy nie wtedy, kiedy się chce, lecz wtedy, gdy mamy kupca – tak mówią doświadczeni biznesowo sadownicy. Dlatego większość grup producentów prowadzi sprzedaż przez cały rok i nie obawia się perspektywy, że część jabłek deserowych w końcu trafi do przemysłu. Niestety w Polsce, wg danych WAPA, w marcu w chłodniach było o 11% więcej jabłek niż rok wcześniej, kiedy w całej UE ten wskaźnik wynosi 0,5%, a Włosi mają nawet o 7% mniej zapasów.
Wielu naszych sadowników, którzy pamiętają ubiegłoroczny skok cen, nadal liczyło na lepszy zysk i nie otwierało komór chłodniczych. Jednak wtedy dużo kupowały od nas Białoruś i Kazachstan, a takiej tendencji teraz nie obserwujemy. Może się więc okazać, że ceny pod koniec sezonu mogą nawet spadać.
– Sadownicy nie liczą strat, których nie widzą – twierdzi Janusz Kubiak, prezes grupy Idealsad. – Gdyby zważyli skrzynkę w momencie zbioru i w chwili sprzedaży to doszliby do wniosku, że od razu po zbiorze mogliby zadowolić się ceną o 10% niższą. Do tego ubiegłoroczna susza sprawiła, że owoce gorzej się przechowują i po otwarciu komór wielu sadowników może przeżyć rozczarowanie
Rynek rosyjski, który chłonął wszystko co urodziło się w naszych sadach, nie wiadomo kiedy na powrót się otworzy. Trzeba również pamiętać o tym, że w Rosji powstają nowe nasadzenia. Piotr Trojanowicz na jednej z konferencji opowiadał, jak w Kraju Krasnodarskim widział sad, który ma 700 ha z nawodnieniem, w 1/3 z siatkami przeciwgradowymi. Wiem o powstaniu tam jeszcze 5 sadów po kilkaset hektarów. Do Polski im jeszcze daleko, ale to się dzieje.
Profesor Eberhard Makosz mówi, że czas na trzecią rewolucję w sadownictwie. Trzeba postawić przede wszystkim na uznane na świecie odmiany i wysoką jakość owoców. Wtedy mamy szansę na zdobycie nowych rynków i uniezależnienie się od wschodnich partnerów, choć oni zawsze będą przydatni do upłynnienia jabłek klasy II. Niektórzy sadownicy twierdzą, że do takiej rewolucji dojdzie dopiero po kryzysie. Czy jesteśmy na jego początku?