Nie martwi mnie spadek plonu

Wczoraj pisałem o roli azotu i wody w efektywności zapylenia kwiatów i zawiązania z nich owoców. Wniosek jest prosty – azot jest tutaj bardzo ważny, mogę się nawet pokusić o stwierdzenie, że kluczowy. Moje słowa potwierdzają fachowe umysły (Komunikat sadowniczy dr Andrzej Soska, 14.03.22). Teraz kilka słów o nawożeniu azotem.

Postanowiłem zadzwonić do wielkiego dystrybutora oprysków i nawozów z zapytaniem o cenę saletry amonowej. Sprzedawca roześmiał się po czym wykrztusił z siebie "6200 zł za tonę", nastała chwila milczenia, wśród którego dało się wyczuć lekkie rozbawienie obu rozmówców. Po chwili dodał "ale mamy też Salmag, po 4200 zł", wówczas już zaśmiałem się głośno a on również. Lekkie rozluźnienie, jakie wprowadził do rozmowy ten śmiech, skłoniło go do podzielenia się informacjami, że oczywiście, saletry to oni mają w bród, choć nikt nawet się o nią nie pyta. To tylko potwierdza moje osobiste informacje, że bardzo, bardzo wielu sadowników zaniecha w tym roku nawożenia azotowego. Skoro azot jest aż tak ważny, to dlaczego tak wielu sadowników zrezygnuje z tego kluczowego pierwiastka?

Po pierwsze naprawdę wielu sadowników nie stać na zakup nawozu, nawet te 30 kg azotu na hektar to jest kilkaset złotych a ludzie mają problem z bieżącym regulowaniem należności w bankach i sklepach, więc po prostu ich na to nie stać. Tak samo nie stać wielu na obcięcie sadów i te sady będą niecięte w tym sezonie w ogóle. Mamy połowę marca, start wegetacji za pasem i widzę całkiem sporo takich sadów. Ciecz kalifornijska ponownie zyskuje na znaczeniu, bo ludzie szukają oszczędności na zabiegach. Podobnie jak nie stać ich na zakup kluczowego nawozu azotowego, tak też szukają oszczędności na przyszłych zabiegach ochrony. Bardzo wielu producentów nie spłaciło jeszcze faktur za zakupy środków ochrony z poprzedniego sezonu a tu już trzeba kupować opryski na nowy sezon. Za co? Jeśli sezon okaże się trudny i będą mega infekcje, to parch zdziesiątkuje nasze sady. Nie dość, że będzie mniej owoców to te słabo chronione będą masowo gnić na drzewach. Potencjał parcha jabłoni zależy od przebiegu pogody i ochrony w minionym sezonie. Jesienią mieliśmy całkiem dużo sadów, gdzie pojawił się wtórniak. Pod drzewami leży więc ogrom liści porażonych przez grzyba i bardzo wiele owocników rozwija się tam, czekają na deszczyk, aby zainfekować nowe listki. Ilu z Waszych sąsiadów wykonało zabieg mocznikiem jesienią? 5-procentowy roztwór, czyli 50 kg na 1000 litrów, to było jakieś 200 złotych na hektar. Kładę orzechy przeciw kasztanom, że w większości sadów ten zabieg nie był wykonany i potencjał jest dziś w nich ogromny. Przebieg pogody może mieć dwie formy: albo będzie co chwila padało i trzeba będzie wyjeżdżać do sadu z ochroną, albo nie będzie padało przez dłuższy czas i byle opad spowoduje mega infekcje, które dokonają dzieła zniszczenia w słabo zabezpieczonych sadach (ciecz kalifornijska ma słabe zdolności zabezpieczające). Toteż albo będzie padało często i będzie dużo zabiegów ochrony, które przetrzepią portfele, albo będą superinfekcje, które przebiją się przez słabą ochronę. Tak czy siak przypuszczam, że parch będzie problemem w tym roku i znacznie ograniczy on zdolność do plonowania w naszych sadach. Kraj, który miał problem z nadprodukcją, za chwile może nie być zdolny do zaspokojenia rynków w jabłko deserowe. Oczywiście przetwórnie swoje z rynku zgarną, dla nich na pewno surowca starczy. Tylko czy nas to wszystko martwi? Czy sadowników martwi potencjalny spadek plonów i ich jakości? Nawet poważni producenci mówią wprost "nie".

Ludzie, których nawet stać na ten azot, mówią "nie, nie za te pieniądze". To jest biznes, niech wreszcie rynek poczuje głód jabłek, niech wreszcie sortownie zaczną rywalizować o surowiec a markety zostaną zmuszone do obdzwaniania wielu dostawców, aby zapełnić swoje półki. Niech importerzy zaczną jeździć po dostawcach a nie tylko czekać na oferty mailowe i telefony za biurkiem. Jak przyjemnie się handlowało w latach przymrozkowych! Jak miło było sprzedawać za wagę i przyjmować wizyty Egipcjan u siebie. Niech wreszcie zacznie tego jabłka brakować. Może wówczas uda się oderwać cenę deseru od ceny przemysłu. Tak druga będzie niska, bo oligopol nie uznaje konkurencji o towar, ale braki owoców deserowych zmuszą odbiorców do rywalizacji o jabłka. Tak, z powodu braku azotu stracimy część plonu. Tak, z powodu taniej ochrony będzie też go mniej. Jednak lepiej sprzedawać 40 ton po 2 złote niż 80 ton po 1 złoty. Niech tego jabłka naprawdę zabraknie.

Komentarze  

+12 #1 Guest 2022-03-16 10:30
Im mniej tym lepiej

Od dawna to wiedza wszyscy oprócz polskich sadowników
Cytować

Powiązane artykuły

Za dużo sadowników

Mniej produkuj, więcej handluj

Weź dotację i odejdź z sadownictwa

X