Realne problemy

Akurat mamy wybory i wszyscy politycy prześcigają się w deklaracjach obietnic i jak to oni nam nieba nie przychylą, jeśli tylko oddamy na nich swój głos. Już pisałem o nierealnej propozycji "lokalnej półki" ale to trafia do ogółu społeczeństwa. Co z tego, że nie będzie to miało znaczenia dla producentów, skoro takie hasło zapewnia pozytywny odbiór społeczny? Przecież nie chodzi o rozwiązywania realnych problemów, ale o budowanie pozytywnych emocji w ogóle społeczeństwa. Jakie są realne problemy?

No to proszę, cyrk numer jeden ostatnich dni, czyli pokaz siły machiny biurokratycznej na małej dziewczynce: https://gazeta-walecka.pl/gorzka-lekcja-przedsiebiorczosci/. Akurat nasza branża doskonale rozumie, że te przepisy są absurdalne i nie mają żadnego wpływu na bezpieczeństwo żywności. Wyobrażacie sobie Państwo, że każdy kto ma kontakt z owocami czy warzywami ma badania sanitarne? Przecież to jest absurd! Nikt tych badań nie ma i jakoś nikt w tym kraju nie umiera z powodu zarażenia salmonellą. Ten obowiązek jest całkowicie sztuczny, jest tylko biurokratyczną przeszkodą, która nie ma rzeczywistego przełożenia na bezpieczeństwo żywności. Setki tysięcy naszych pracowników polowych z Ukrainy zbiera i pakuje owoce na polskich polach i nie mamy epidemii chorób, mimo, że nie mają oni wymaganych badań. W omawianym w artykule przypadku kontrola Sanepidu była spowodowana donosem. Sanepid nie jest w stanie skontrolować nawet promila ludzi pracujących przy żywności ale za to musi skontrolować tego, na kogo ktoś doniesie, bo tak stanowi prawo. W efekcie rolą tych przepisów jest zwalczanie drobnej przedsiębiorczości i walka konkurencyjna. Oplułem się poranną kawą czytając, że Sanepid zarzucił dziewczynce brak wdrożenia procedur HACAP-u... na okazyjnym stoisku.... przy braku innych zastrzeżeń higienicznych. Rozumiecie Państwo? Realnym problemem naszej branży jest umieranie handlu targowiskowego, nie ma alternatywy dla marketów, ich pozycja rośnie z roku na rok ale my tej alternatywy potrzebujemy. Zrywamy naturalny łańcuch powiązań między konsumentami a producentami. Miliony Polaków kupują owoce, tysiące sadowników je produkują, a pośredniczy w tym raptem kilka marketów. Nie mam nic przeciwko istnieniu supermarketów, one naprawdę wniosły wiele dobrego do naszego handlu ale sytuacja, w której kilka firm kontroluje łańcuchy dystrybucji żywności w kraju, który żywność masowo produkuje, jest nienormalna. "Lokalna półka" nie rozwiązuje problemów, tylko tworzy nowe. My potrzebujemy deregulacji handlu, likwidacji takich durnych przepisów, jak te, które pozwalają Sanepidowi kneblować rozwój handlu, pod fałszywym pretekstem bezpieczeństwa żywności. Jakiś czas temu byłem w niemieckim Magdeburgu, na lokalnym targowisku. Stałe stoiska z żywnością, trzy razy w tygodniu, miejscowi rolnicy, handlarze i konsumenci. Wszędzie czysto, stoiska nowoczesne, zadaszone. Tłumy ludzi przeciskają się między punktami sprzedaży. To jest realna alternatywa dla dominacji marketów, to są krótkie łańcuchy dostaw, to jest wzmocnienie pozycji producenta a nie "lokalna półka" w niemieckiej sieci handlowej.

Powiązane artykuły

X