Duże oczekiwania a mało zaangażowania
Gdy przyjrzymy się bliżej obecnej sytuacji na rynku jabłek deserowych, to widać jak bardzo rozmijają się oczekiwania producentów oraz pośredników.
Patrząc po ofertach składanych przez sadowników, to widać wyraźnie, że pułap cen oczekiwanych zaczyna się na poziomie 1,5 zł/kg owoców w skrzyni. Natomiast pośrednicy są gotowi oferować od 1,5 do 2 zł/kg, ale na sortowanie, co nie gwarantuje sadownikowi osiągnięcia spodziewanej nadwyżki nad wysypaniem jabłek na przemysł. Nie wiemy jak będzie wyglądała sytuacja późną zimą czy wiosną i czy poziom zbiorów faktycznie tak mocno odbije się na rynku, że ceny urosną do poziomów o jakich marzą sadownicy. Aktualnie dysproporcja między tym co oferuje rynek deserowy, a tym ile może zaoferować rynek jabłek przemysłowych jest na tyle nieduża, że słabsze owoce są masowo kierowane do przetwórstwa. Można by w tym upatrywać jakiejś szansy na osłabienie presji podażowej, ale istnieje ryzyko, że apetytu zakładów przetwórczych nie uda się tak łatwo zaspokoić.
Układ różnych czynników powoduje, że nawet relatywnie wysokie ceny oferowane na skupach dalej pozwalają przetwórniom całkiem nieźle zarabiać i może się okazać, że jeśli strużka jabłek przemysłowych będzie maleć, to cena o kilka groszy znów podskoczy. Istnieje też duża, wręcz bardzo duża, groźba, że będziemy masowo sypać jabłka z komór na przemysł. Otóż od samego początku zbiorów mówimy o bardzo słabej jakości owoców, która każe nam z niepokojem spoglądać na potencjał przechowalniczy. Wówczas na jakąś istotną podwyżkę ofert ze skupów nie mamy co liczyć. Jednak słaba jakość będzie też rzutowała na nasze możliwości eksportowe, będziemy tracić rynki jeśli owoce będą docierały do klienta zbyt miękkie albo ze śladami gnicia. Z punktu widzenia handlu jabłkami deserowymi może to być ciężki sezon. Dla tych sadowników, którzy mają dobrą jakość i są w stanie sami znaleźć odbiorcę może to być jednak szansa. Utrata klienta następuje zazwyczaj po kolejnej wtopie z jakością, co z tego, że dwie z pięciu partii owoców dojechały w super stanie skoro trzy były nieakceptowalne? Jeśli natomiast wysyłamy swoje własne jabłka, to zazwyczaj mamy dużą powtarzalność jakości i klienci z większą odwagą składają kolejne zamówienia. Dlatego bezpośredni handel ma w tym roku szansę na duże powodzenie i wszystkim, którzy sięgają po niego od lat bądź sięgną w tym roku po raz pierwszy, życzę powodzenia.
Wracając jednak do rozmijania się oczekiwań cen producentów i pośredników, to nie sposób nie zauważyć, że tę różnicę można było spokojnie wywalczyć w trakcie zbiorów, decydując się na sprzedaż owoców do przetwórstwa na zachód Europy. Oczywiście dalej tam coś wysyłamy, lecz na początku października mieliśmy istny boom na import owoców drugiej klasy z Polski, z bardzo wielu kierunków. Dziś sadownicy oczekują cen na poziomie 1,5 zł/kg Jonagoreda deserowego a miesiąc temu można było wysłać tego Jonagoreda do Holandii czy Niemiec jako obierkę w niemniejszych pieniądzach. Tylko ponownie kłania się brak u polskiego sadownika chęci wyściubienia nosa poza własne podwórko. Stare porzekadło głosi, że "lepsze deko handlu niż kilo roboty" i naprawdę jest w tym sens. Szczerze doceniam ludzi, którzy w pojedynkę obetną 10 ha sadu przez zimę. Imponuje mi umiejętność naprawienia każdej maszyny własnymi rękoma. Tylko naprawdę, zgodnie z przysłowiem, lepiej wychodzi się poświęcając choć troszkę więcej uwagi sprzedaży niż zaharowując się, robiąc wszystko w gospodarstwie samemu. aby zaoszczędzić na wydatkach.
Komentarze
I geniusze z grup producenckich obniża ceny deseru i będą narzekać że nic nie mogą kupić
Nie no gdzieś ze 30 jest, ale po odliczeniu różnicy w koszcie zbioru to rzeczywiście może i 15