Palenie ognisk jako ochrona przed przymrozkami?

 

W krajach Beneluksu oraz we Włoszech popularną metodą ochrony sadów i winnic przed przymrozkami jest ogrzewanie powietrza poprzez palenie ognisk i zadymianie. W naszym kraju sposób ten nie jest często praktykowany, ze względu na stosunkowo niewielką ilość naukowych doświadczeń potwierdzających jego skuteczność oraz kłopotliwość w organizacji. Potwierdza to sadownik, Pan Patryk Fiutowski z Cielądza (województwo łódzkie), który ogrzewał i zadymiał 4-hektarową kwaterę Gali.  Jak sprawdzała się ta metoda w naszych warunkach? – Ten sposób ochrony był niejako eksperymentem i stwierdzam, że nie jest to łatwe, wymaga dużo wysiłku i wprawy – mówi nasz rozmówca i podkreśla, że chociaż działania początkowo wydawały się proste, dziś wiele elementów zaplanowałby inaczej. Trudności nastręcza przede wszystkim organizacja pracy.

 

Rozpalanie ognisk rozpoczęto, kiedy temperatura wynosiła 1 stopień na plusie, było to około godziny 21.00. Nad ranem temperatura spadła do minus 3 stopni na wysokości 1 m. Ogniska paliły się do 7.00 rano. Aby praca szła sprawnie, potrzeba było ośmiu osób, chociaż jak zaznacza Pan Fitutowski, było to absolutne minimum. – Według obranej przez nas techniki, wzdłuż rzędów jeździły ciągniki ciągające skrzynie z drewnem, które systematycznie podrzucaliśmy do ognisk – relacjonuje. Ogniska rozpalone były co 10 metrów, ale jak stwierdza Pan Patryk, było to stanowczo zbyt daleko i należałoby dystans ten skrócić o kilka metrów. – Odradzałbym również sposób podawania drewna, który ja wybrałem. Teraz wiem, że skrzynie powinny stać przygotowane w rzędach. Całonocne jeżdżenie ciągnikiem i podkładanie drewna jest zbyt pracochłonne, a poza tym, zdarzyło się kilkukrotnie, że ogień był zbyt duży i pod nieobecność pracownika poparzył kwiaty na drzewach. – ostrzega nasz rozmówca.

Na ten sposób ochrony Pan Patryk poświęcił 30 skrzyń drewna i 7 skrzyń mokrej zrębki. – Gdybym miał raz jeszcze chronić tą metodą, zmieniłbym odrobinę proporcje, ponieważ zdarzyło się, że mokra zrębka wypaliła się szybciej i powstawał zbyt duży ogień, który jak wspomniałem, parzył kwiaty. 

Jak sprawdziła się ta metoda? Pan Fiutowski zaznacza, że jest trudna w organizacji, pracochłonna i kosztowna. Lustrując drzewa, nie zauważa wielu uszkodzonych pąków, ale podkreśla też, że Gala dopiero zaczynała kwitnąć. – Z szacowaniem strat i oceną tej metody jeszcze poczekam, ale na kwaterze obok, gdzie nie paliłem ognisk, trudno znaleźć zdrowy kwiat (Red Chief). Na pewno biorąc pod uwagę ten sposób, należy dobrze rozplanować pracę i być gotowym na duże koszty.

 

 

 

Komentarze  

+1 #1 edek 2017-05-17 04:36
...nawet nie chce mi sie komentowac...mialem -5 na 2m i na gali cos zostalo bez ognisk...niewiele ale zostalo
Cytować

Powiązane artykuły

X