Niższy wolumen, wyższe marże i rynek przyszłości
W ostatnim czasie, w jednym z amerykańskich czasopism branżowych, ukazał się artykuł o tym, jak gospodarstwa ze stanu Wirginia Zachodnia radzą sobie z nadwyżką zbiorów. Mamy tak informacje o kolejnych dużych zbiorach, o problemach z zagospodarowaniem owoców, o niskich cenach. Sytuacja jaką z Polski znamy już od dłuższego czasu, może z wyjątkiem obecnego sezonu. Najpopularniejszym pomysłem na poradzenie sobie z nadpodażą owoców na rynku jest zejście z ilości produkowanych owoców. Gospodarstwa przechodzą z masy na marżę. Znacie Państwo to powiedzenie "jest masa, jest kasa"? Ono bywa prawdziwe, choć generalnie raczej prawdą nie jest. Amerykańskie gospodarstwa sadownicze od kilku lat bardzo intensywnie rozbudowują sprzedaż detaliczną, to jest trend widoczny w całym USA. Widać go także w krajach europejskich. Dziś praktycznie każde gospodarstwo sadownicze w Ameryce sprzedaje jabłka także detalicznie. Zresztą nie tylko jabłka, w ofercie są też proste przetwory a nawet wypieki. Proszę zerknąć na ofertę tego sklepu, należącego do rodzinnego gospodarstwa z Pennsylwanii:
Oni już jakiś czas temu zainwestowali we własny punkt handlowy w pobliskim miasteczku i sprzedają towar w sklepie. Sprzedaż wysyłkowa też jest tam standardem. Trend widać również w Niemczech, gdzie sprzedaż bezpośrednia z gospodarstw rośnie jak na drożdżach, od kilkunastu lat jest jedynym kanałem sprzedaży niemieckich gospodarstw, który rośnie. Sprzedaż detaliczna nie pozwala na upłynnienie tak ogromnych ilości towaru jak wielki hurt, jednak ma dwa poważne atuty: marżę i płynność gotówkową. Konsumenci nie biorą jabłek na odroczony termin płatności, płacą od razu. Od razu mamy więc pieniądze w ręku, którymi możemy obracać. Marża na sprzedaży detalicznej jest też dość wysoka, więc śmiało możemy zejść z ilości produkowanych jabłek, dalej utrzymując poziom dochodów w gospodarstwie. Aby oferta nie była zbyt uboga sadownicy w USA robią różne wypieki z jabłkami, wyciskają soki czy produkują alkohole. Bardzo często też dokupują od okolicznych producentów owoce gatunków, których sami nie produkują aby poszerzyć sprzedawany asortyment. Żebyśmy się dobrze zrozumieli: nikt tam nie przestawia całych gospodarstw na produkcję dla rynku detalicznego. To jest gałąź intensywnie rozwijana obok głównego kanału sprzedaży, czyli wielkiego hurtu. Najczęściej ten kanał zagospodarowuje żona czy dzieci, podczas gdy mąż dalej poświęca się produkcji i sprzedaży hurtowej. W Niemczech następuje raczej przejście całych gospodarstw do sprzedaży bezpośredniej, to trochę odmienny model niż w USA. Choć przykład sąsiadów zza Odry pokazuje, że – tak bądź inaczej – należy szukać zwiększenia marży. Producenci owoców powoli wypełniają przestrzeń, którą wcześniej zajmowały warzywniaki. Te małe sklepy znikają, przegrywając konkurencję z sieciami wielkich sklepów. Jednocześnie w bardzo wielu branżach rośnie sprzedaż wysłkowa towarów prosto od producentów. Ten trend się nasila od kilku lat i dziś już jest standardem, że zamawiamy odzież czy buty prosto ze sklepu internetowego producenta a nie jeździmy na zakupy do centrów handlowych. Dlaczego rynek żywności to zjawisko miałoby ominąć?