Syndrom rakiety nośnej

Za wyjątkiem nielicznych lat nieurodzaju (ostatnio 2007 i 2010) europejski rynek jabłek to rynek konsumenta

ze wszystkimi negatywnymi skutkami tego stanu rzeczy dla sadowników (przede wszystkim: wysokie wymagania jakościowe, trudności ze zbytem i niskie ceny). W takiej sytuacji bardzo trudno jest wprowadzić z powodzeniem na rynek jakąś nowość. Jest to nie tylko bardzo kłopotliwe, ale i kosztowne. W tym stanie rzeczy naturalne jest dążenie  w niektórych krajach do zmniejszania  produkcji jabłek (np. Francja), albo poszukiwanie bardziej atrakcyjnych alternatyw ekonomicznych (np. przechodzenie na produkcję gruszek w Holandii). Holandia jest obecnie bodaj jedynym krajem europejskim, gdzie gruszki (a konkretnie głównie odmianę 'Konferencja'), produkuje się na większym areale niż jabłka.
Polski rynek jabłek nie jest najlepszym przykładem na aktywną i skuteczną  promocję nowych odmian. Podstawowym tego powodem był i jest ciągle fakt, że brak  podmiotu gospodarczego, który by chciał i mógł czynić to fachowo i skutecznie. Wprawdzie ostatnio zaczyna się to zmieniać – mam tu na myśli cenne inicjatywy TRSK i KUPS, ale są to pierwsze jaskółki wiosny jeszcze nie czyniące. Z wyżej opisanych powodów, handlowcy próbowali samodzielnie  wypromować pojawiające się na rynku nowości, posługując się metodą „rakiety nośnej”, opierającą się na następującym rozumowaniu: skoro odmiana na rynku nie jest znana, to trzeba znaleźć i wyeksponować takie jej cechy, które upodabniają ją do odmian (a nawet gatunków) dobrze znanych. Przykładem zastosowania tej zasady w praktyce była choćby „Koksa – Elstar” (albo tylko 'Koksa'), „jabłka gruszkowate” (grupa 'Jonagolda'), czy ostatnio 'Pinova' sprzedawana jako 'Szampion'. Powszechna jest także  praktyka sprzedaży odmiany 'Idared' jako „'Lobo' poziomkowe” czy „Kosmos”. O tej ostatniej odmianie słyszano być może w kosmosie, bo na Ziemi chyba nie…
Można oczywiście dyskutować o wątpliwej etyce niektórych z tych poczynań, pozostaje jednak faktem, że metoda rakiety nośnej jest mało kłopotliwa, praktycznie nic nie kosztuje, a niektóre z podanych przykładów świadczą o tym, że bywa skuteczna.

Z podobnego założenia wyszli zapewne szkółkarze, należący do Zrzeszenia Włoskich Szkółek. Omawiana w tekście piątka nowych odmian, promowana jest właśnie na zasadzie podobieństwa do istniejących (i popularnych na rynku). Co więcej, największy nacisk kładzie się na te cechy, którymi nowe odmiany przewyższać mają „standardy”. W przypadku  włoskiej „piątki” ujawnionej na zeszłorocznych targach Interpoma, chodzi o dwie podstawowe zalety: odporność na parcha  oraz słodki smak. Pary „nowinka – standard” są następujące: 'Gaia' i 'Gemini' – 'Gala',  'Renoir' – 'Szara Reneta' ('Boskoop'),  'Smeralda' – 'Granny Smit', 'Fuijon' – 'Fuji' (czytaj także MPS Sad 1/2011).
Jak się wydaje, taka koncepcja promocji nowości ma o wiele większe szanse powodzenia niż pomysł odmian klubowych. Ten ostatni jest z założenia elitarny, a więc dotyczy niewielkiej grupy sadowników. Jest także bardzo kosztowny, na co składają się nie tylko wydatki ponoszone na wypromowanie takiej nowości, ale i jej ochrona przed ewentualnymi „kłusownikami”, którzy chcieliby sprzedawać drzewka lub owoce bez odnośnego zezwolenia. I rzeczywiście – na zachodzie Europy odmiany klubowe stanowią nie więcej niż kilka % rynku.
W warunkach polskich koncepcja „rakiety nośnej” wydaje się jedyną, która ma szanse na praktyczną realizację. Nie jest tajemnicą, że nie mamy szans na zakup odmian klubowych z zachodu Europy. Ich hodowcy (niestety, nie bez racji) obawiają się, że w polskim wydaniu taka klubowa odmiana, bardzo szybko swoją „klubowość” by utraciła.
Szanujmy jakość produkowanych owoców we wszystkich jej aspektach, a nie będziemy mieli  powodów do uskarżania się na zbyt i ceny.
Autor: dr Grzegorz Klimek (Instytut Ogrodnictwa – Skierniewice)

Komentarz do tekstu: „Odporne i słodkie hity jabłkowe”
 

Powiązane artykuły

X