Wielkie upychanie jabłek. Mity i rzeczywistość.

jablka.deluxe.e-sadownictwominNa jakie rynki uda nam się wcisnąć jabłka, których nie sprzedamy do Rosji? Czy marzenia o ulokowaniu naszej produkcji w Ameryce mogą być ziszczone? Kilka zjawisk, o których się nie mówi, a powinno się o nich przynajmniej pomyśleć.

Polski czynnik 
Z naszej perspektywy sprawa jest oczywista. To rosyjskie, podszyte polityką decyzje, zniszczyły dotychczasowy układ w handlu jabłkami w Europie. Winowajcę załamania rynku łatwo wskazać, kierując palec na wschód. Jednak wkrótce, gdy będzie się dyskutować o trudnej sytuacji, mogą przeważać głosy wśród operatorów w innych państwach, że tymi którzy psują biznes są polscy sadownicy, zalewający niedrogimi jabłkami Stary Kontynent, a może również bardziej odległe kraje. Zatem najczarniejszym bohaterem rozgrywek na rynku nie będzie już prezydent Putin, ale polski producent. Pierwsze zapowiedzi takiego postrzegania sprawy już można odczytać. Na razie nikt temu zbytniej uwagi nie poświęcał, gdyż wszyscy byli zbyt mocno zajęci otrząsaniem się z szokującej sytuacji, jaka wyniknęła po zamknięciu granic Federacji Rosyjskiej. Wygląda na to, zagrożenie ze strony polskich owoców, jako pierwsi dostrzegli Mołdawianie, którzy mówią już o „polskim czynniku”.  Gdy mołdawskim jabłkom rosyjskie władze powiedziały „niet”, przedstawiciele sadowników ruszyli m.in. do sąsiedniej Rumunii, w celu wynegocjowania nowych dostawa do tego kraju. Dla mołdawskich producentów pojawiła się szansa na rozwikłanie problemu z towarem, którego nie było dokąd sprzedać. Teraz wszystkie dotychczasowe starania zdają się być bezskuteczne, ponieważ do gry, ze swoimi niedrogimi i dobrymi jakościowo jabłkami, weszli polscy sadownicy, którzy są w stanie zalać wiele europejskich rynków po brzegi.  Nietrudno sobie wyobrazić, że równolegle do naszej kampanii „Jedz polskie jabłka” powstaną też akcje „Nie jedz polskich jabłek” – tym razem jednak w krajach, gdzie nasz towar będzie niszczył handel lokalnych producentów.

trzykoloryjablek.e-sadownictwoRekordowe zbiory i problemy
Po sierpniowej konferencji Prognosfruit w Stambule, gdzie ogłoszono, jaki poziom produkcji jabłek i gruszek jest spodziewany w tym roku w poszczególnych państwach świata, doszedł nam kolejny klocek w układance. Wiemy, że jabłek będzie w tym sezonie wyjątkowo dużo. Gdy przez polskie media przebiegła informacja o wielkich nadziejach na rozpoczęcie dostaw jabłek do Stanów Zjednoczonych, przemilczano fakt, o którym już wcześniej mówili Amerykanie, że tegoroczne zbiory zapowiadają się u nich bardzo dobrze. Teraz wiemy, co dokładnie mieli na myśli. Będą to trzecie w historii tego kraju największe zbiory jabłek. Nie ma co się pocieszać, że te amerykańskie owoce stanowią jedynie 6% światowej produkcji. Waszyngtońscy sadownicy wywiozą w tym roku ze swoich sadów ponad 20 mln skrzynek  z jabłkami. Czy nadal możemy zakładać, że wprowadzimy na tamten rynek nasze jabłka w znaczącej ilości? Nawet, gdy ominiemy trudności wiążące się z aspektami fitosanitarnymi oraz marketingiem na Nowym Kontynencie, do których chyba nikt w naszym kraju się jeszcze nie przygotowywał? Czy są podstawy by naiwnie wierzyć, że to, co Włochom zajęło kilka lat żmudnej pracy, wzajemnych wizyt i negocjacji, aby wysłać pierwsze dwa kontenery z jabłkami z Italii do Ameryki , my załatwimy w trybie przyspieszonym, od ręki? I że nasze jabłka zostaną przyjęte z otwartymi ramionami, podczas gdy Amerykanie będą rozwiązywać swoje własne problemy z rekordowym rokiem?

Światowe współzawodnictwo
Gdy mówimy o znalezieniu nowych rynków zbytu, musimy mieć w głowie zupełnie nową sytuację jaka nas czeka. W wyścigu do konsumenta stają też inni: Włosi ze zbiorami na poziomie 2,38 mln ton (o 266 tys. więcej jabłek niż w 2013 roku), Francuzi – 1,487 mln ton, czy Niemcy z 1,036 mln ton (o 232 tys. ton więcej). I tak jak my, za wszelką cenę (a najlepiej za możliwie najwyższą) muszą gdzieś ulokować swój towar. Musimy mieć w świadomości, że zbiory jabłek w państwach unijnych będą prawie o 1 mln ton wyższe niż w 2013 roku, a dodatkowo kierunki dostaw mogą zupełnie się przetasować. Analitycy już prognozują, że miejsce polskich jabłek w Rosji zajmą owoce z Chin, czy Ameryki Południowej, m.in. z Argentyny, Chile i Brazylii. Obraz handlu po embargu może być rewolucyjną zmianą dla wielu dostawców w Europie, a dla polskich producentów i eksporterów poradzenie sobie w nowej rzeczywistości będzie z pewnością…

france.apple.e-sadownictwo…egzaminem dojrzałości
Jest szansa, że bez wyjątkowo dużych komplikacji zdadzą go te grupy producentów i  ci sadownicy, którzy zadbali o zróżnicowane i rozbudowane sieci odbiorców. Jeszcze przed wprowadzeniem embarga, w pierwszej połowie roku najbardziej zapobiegliwi intensywnie poszukiwali kupców nawet w odległych zakątkach świata. Teraz, kontakty które zdobyli, mogą pozwolić im wyjść z trudnej sytuacji bez większego szwanku. Według mojej oceny zdają oni egzamin ze znajomości rynku i biegłego poruszania się po nim. Udowadniają, że polscy sadownicy i grupy, dojrzały do wyjścia na światowe, najbardziej wymagające rynki. Że są gotowe zejść z utartych szlaków realizowania dostaw do najbliższych sąsiednich krajów i rzucić się na głębokie wody.  Niestety, ci którzy od lat trzymali się kurczowo jedynie Rosji czy Ukrainy, i nie podejmowali prób uniezależnienia się od wschodnich odbiorców, mogą wiele lub wszystko stracić. Tutaj po „oblaniu” egzaminu może nie być nawet drugiej szansy na powtórzenie lekcji. 

W cieniu wojny
Wśród analityków optymizm, że z problemów wyjdziemy w zasadzie obroną ręką, miesza się z rozpaczą innych, że utracimy swoją pozycję europejskiego lidera w produkcji i eksporcie jabłek. Dla wielu rosyjskie embargo to nie sprawa wielkiego handlu i międzynarodowej polityki , ale osobiste obawy o przetrwanie, dalsze funkcjonowanie gospodarstwa.  Jak będzie? Czas pokaże. Musimy jednak mieć świadomość, że dotykają nas sprawy, których przebieg może być bardzo dynamiczny i dramatyczny. Zaangażowanie Rosji na Ukrainie jest już oficjalnie nazywane wojną. Skala konfliktu rozrasta się, a wraz z nią, z pewnością będą iść dalsze sankcje Zachodu i rosyjskie kontr-sankcje. Jak zareagują na nie gospodarki i struktury, które do tej pory w ich ramach funkcjonowały? W najczarniejszych scenariuszach może się okazać, że nawet jeśli zdobędziemy kontrakty na dostawy naszych jabłek do innych państw, mogą się pojawić zupełnie nowe trudności, aby spokojnie, lub w ogóle, ten handel prowadzić.

Zachęcam do dyskusji na ten temat.

Rafał Szeleźniak

Powiązane artykuły

Sadownicy polują

X