Czego brakuje w naszej dyskusji o jabłku?

W czerwcowym wydaniu amerykańskiego pisma "Good Fruit Grower" ukazał się ciekawy artykuł poruszający zagadnienie replantacji sadów od strony ekonomicznej. Rozmówca redaktora wskazuje na konieczność weryfikacji ekonomicznej poszczególnych kwater w naszych sadach i przestrzega przed pokrywaniem strat jednej kwatery zyskami z drugiej. Logicznie uzasadnia swoje tezy i ciekawie argumentuje, choć – w zasadzie – to nie mówi nic odkrywczego ani kontrowersyjnego. Zachęcam jednak Szanownych Czytelników do zerknięcia do tego czasopisma jak i innych wydawanych za Oceanem. Dlaczego, skoro nie mówią tam nic odkrywczego? Abyście Państwo dostrzegli jak bardzo różni się treść amerykańskiego dyskursu o produkcji owoców od polskiego. Widać to właśnie po tematyce poruszanych zagadnień w artykułach.

W Polsce 90% treści (tekstów, filmów) to agrotechnika. W ogóle kwestia pryskania czy budowy infrastruktury dominuje w naszej przestrzeni medialnej. Prawie każdy artykuł, każdy film tego dotyczy. Zatrudniane są coraz większe nazwiska, uznani fachowcy, aby nas przekonywać, że powinniśmy pryskać tak i tak lub nawozić tym i tym. Na temat oprysków toczą się w naszej branży ogromne dyskusje, każdy próbuje się wypowiedzieć. Nie twierdzę, że to źle, sam lubię dyskusje o produkcji, w USA też o tym piszą i rozmawiają. Natomiast oni jeszcze więcej czasu poświęcają na artykuły o ekonomice sadownictwa. Tam to jest temat numer jeden. Dochodowość, zysk, marketing, pozyskiwanie klienta, ceny w portach, czyli esencja prowadzenia biznesu. Jak często w sadowniczej przestrzeni medialnej w naszym kraju widzicie takie treści? Rzadko. Ewentualnie poruszana jest kwestia cen na skupach i tyle. No właśnie, ceny na skupach. Zapewne każdy z Was wie jaka jest teraz cena przemysłu na skupie lub jabłek deserowych na sortowni, a ilu z Was wie jaka jest teraz cena produktu gotowego wyjeżdżającego z naszego kraju? W Ameryce sadownik ciągle operuje ceną FOB dla portu za Zachodnim Wybrzeżu, a u nas ceną jabłek na sortowanie, która niewiele nam mówi o wartości danej partii owoców (przecież nigdy nie wiemy jakim wynikiem zakończy się sortowanie).

Byłem kiedyś na szkoleniu, na którym pokazywano nam filmiki z wycieczki objazdowej po USA. Pokazywano sady, przechowalnie, maszyny. Główne pytania z sali dotyczyły dość słabej infrastruktury przechowalniczej. U nas dominują nowoczesne chłodnie KA, pobudowane w lekkiej konstrukcji stalowej, wykończone płytą warstwową. U nich też takie oczywiście są, lecz sporo jest starych chłodni, wypiankowanych dość nierówno, estetycznie niezadbanych. Tam nikogo to nie dziwi a naszych sadowników szokowało. Wszystkim się wydawało, że taka potęga sadownicza, która kosi naprawdę sporą kasę na jabłkach, to musi mieć super sady i super przechowalnie. No właśnie nie! Ich przechowalnie, nawet jeśli nie wyglądają nowocześnie, to spełniają swoje zadanie: są szczelne i dają radę utrzymać jakość owoców do nowego sezonu i tyle. Liczy się to jak i po ile sprzedajesz swoje owoce, a nie to, czy przechowujesz je w superobiekcie. Czyż sami tego właśnie teraz nie doświadczamy, sypiąc jabłka z tych super komór na przemysł teraz? To nie nowoczesna infrastruktura jest wyznacznikiem poziomu sadownictwa, a uzyskiwane dochody przez producentów. Infrastruktura przyjdzie z czasem, jeśli będzie potrzebna, dzięki dochodom. My natomiast mamy pobudowane w Polsce tysiące pięknych i nowoczesnych KA, ale wiele z nich przechowuje owoce, które później lądują na przetwórniach.

Nawet te amerykańskie artykuły agrotechniczne różnią się od naszych, bo tam ciągle przewija się kwestia ekonomiki. Podam Państwu przykład: kwestia wielkości owoców i ich przerzedzania. U nas też się o tym mówi, mamy dość dobrze poznane różne rodzaje związków przerzedzających i ich następstwa, tylko po co się to robi i jaki jest tego sens oraz dlaczego w Polsce przerzedzanie to dalej rzadkość? Ponieważ u nas to jest agrotechnika dla agrotechniki, żeby mieć ładniejsze jabłka, większe, lepiej wybarwione. Natomiast amerykański artykuł o zasadności tego zabiegu zaczyna się od słów "podstaw,do załączonej tabeli, ceny jakie uzyskujesz za poszczególne klasy rozmiarowe owoców…". Oni od razu widzą na początku artykułu jakie potencjalne korzyści odniosą z tego zabiegu i ile na tej operacji mogą zarobić. U nas jest stwierdzenie, że większe jabłka są bardziej pożądane przez rynek. Dla nich każdy wyjazd do sadu, to jest kwestia biznesowa: czy dokonując tego działania agrotechnicznego zwiększę (a jeśli tak to o ile?) czy też nie dochód z mojego sadu? Może właśnie dlatego u nich przerzedzanie to standard a u nas ciągle fanaberia? Ich rynek też jest nasycony jabłkami, też maja problemy z embargami do różnych państw, też stoją przed wyzwaniami zaniku dochodowości kwater i odmian. Jednak dyskusja o tym, o przyczynach i remedium na to jest zupełnie inna. Oni są biznesmenami a u nas dalej się "gospodarzy na łojcowiźnie".

Komentarze  

+2 #1 Guest 2022-06-24 05:24
Bo u nas sadownictwo to pasja i miłość

Byleby się narobić i mieć więcej niż sumsiad

A potem to jakoś się sprzeda
Przecież co roku się sprzedaje


W przyszłym roku są wybory
Te szkodniki znowu dołożą bo stołki trzeba utrzymać
Cytować

Powiązane artykuły

X