Czas dostosować produkcję

Zapewne już wszyscy Szanowni Czytelnicy zapoznali się z danymi WAPA na temat stanu zapasów jabłek w Polsce. Mamy sporo mniej jabłek niż rok temu, sporo mniej niż średnia wieloletnia, sporo mniej niż w latach poprzednich. Skoro mamy o wiele mniej jabłek, to dlaczego nie mamy ceny na te jabłka?

Prawo podaży i popytu mówi, że przy spadku podaży poniżej wartości popytu to cena powinna rosnąć. Może jednak my wcale nie potrzebujemy takiej ilości owoców? Wygląda na to, że nawet ta ilość jabłek jaką mamy w chłodniach, zdecydowanie niższa niż w latach ubiegłych, i tak jest zbyt duża jak na nasze możliwości handlowe. Trochę to przykre, bo rynek brutalnie weryfikuje nasze oczekiwania. Nastroje były dość optymistyczne, plony były niższe, przemysł zaczął dobrze płacić i tliła się wśród sadowników nadzieja na dobre ceny. Trochę chyba na wyrost zapełnialiśmy chłodnie jabłkami, bo o tym jakiej jakości owoce lądowały w KA pisałem chyba trzykrotnie. Dziś mamy problem, aby płynnie sprzedać deser z tych chłodni, ale jednocześnie widać bardzo dobre zejście jabłek przemysłowych. Z przebiegu sezonu wynika, że niskie plonowanie jabłoni w 2023 roku miało wpływ na rynek przemysłowy, a więc to ten segment rynku zabolał deficyt owoców a nie rynek deserowy. Wnioskuję stąd, że rozwój rynku deserowego osiągnął swoje maksimum i nawet redukcja plonów nie miała przełożenia na cenę. Niby nic odkrywczego w powyższym zdaniu nie ma, ale chyba czas tę prawdę uświadomioną przełożyć na czyny. Jeśli ktoś nie może opłacalnie uplasować swojej produkcji deserowej na rynku, nawet w latach nieurodzaju, to może czas przestać produkować deser? Nie ma nic uwłaczającego w produkcji jabłek przemysłowych, stara rzymska paremia mówi "pecunia non olet". Jeśli nie będzie wiosennych przymrozków, to w tym roku możemy mieć więcej jabłek niż w 2023. Skoro tej zimy nie udała się sprzedaż mniejszych ilości, to na jakiej podstawie ktoś zakłada, że uda się mu sprzedaż większej ilości zimą 2024/2025? Na "pocieszenie" dodam, że oprócz kwestii zbytu jest też kwestia opłacalności, która jest po prostu bardzo niska i nawet jeśli udaje się wypchnąć towar, to nadwyżka nad przemysłem jest znikoma.

Zaczęliśmy nowy sezon ochrony jabłoni, koszty zabiegów są naprawdę duże, potem przychodzą zbiory i coraz wyższy koszt pracowników, a na koniec jeszcze drogi prąd do przechowalni. Jeśli ktoś sprzedał jabłka, zarobił na tym ładne pieniądze, to nawet rozumiem pragnienie kolejnej inwestycji w tym roku ale co powoduje ludźmi, którzy mają problem ze sprzedażą i średnią ceną po sortowaniu, żeby znów pakować pieniądze w produkcję deserową? Po co? Trzeba uczciwie przyznać, że nie ma na rynku miejsca dla wszystkich sadowników produkujących deser. Jeśli w sezonie o obniżonym plonowaniu tak duża część producentów ma problem ze zbytem, to komunikat jest dość czytelny. Jednocześnie jest wśród nas całkiem liczne grono osób, którym jednak ta sprzedaż wychodzi, udaje im się płynnie opróżniać komory i osiągają ceny na zadowalającym poziomie. Oni będą dalej produkowali te jabłka deserowe. Mamy też dość spore grono producentów jabłek przemysłowych, którzy też nie narzekają, jakoś sobie radzą ze zbytem a koszty produkcji mają znacznie niższe niż przy deserze. Oni będą dalej pewnie produkowali ten przemysł. W najgorszej sytuacji są ci, którzy próbują produkować deser choć któryś kolejny rok mają duży problem ze zbytem. Choć głośno narzekają na swoją sytuację, to mimo to uparcie trwają w tym modelu, co nie ma najmniejszego sensu.

Komentarze  

0 #3 optymista 2024-04-04 20:10
Cytuję Guest:
Na ten moment rzeczywiście mozna sprzedać każde gówno, kwestią tylko ceny



za gowno jest gowniana cena czyli robota za darmo
Cytować
0 #2 Guest 2024-04-04 17:58
Na ten moment rzeczywiście mozna sprzedać każde gówno, kwestią tylko ceny
Cytować
0 #1 optymista 2024-04-04 15:21
Naprawdę już czas????

E tam
... wszystko się sprzeda

Jest masa jest kasa

Czas płaci nie odmiana
Cytować

Powiązane artykuły

X