Natura ocali nas przed nadprodukcją?

Zaczęliśmy właśnie dość trudny tydzień, w którym aż do piątku mogą nam towarzyszyć nocne spadki temperatury poniżej zera, a w ciągu dnia termometry nie przekroczą 15 stopni, w czwartek czy piątek nawet 12. Te chłody grożą nam w dwojaki sposób: otóż sam przymrozek może zniszczyć zawiązki, ale także istnieje ryzyko nadmiernego opadania zawiązków w późniejszym czasie, niebędące bezpośrednim następstwem spadku temperatury poniżej zera.

Przebieg wegetacji spowodował, że trudno było podać duże ilości składników pokarmowych w zabiegach dolistnych. Azot wysiany dość późno też jeszcze może nie być dostępny dla drzew, a ilości tego pierwiastka dostarczane w fertygacji są zbyt małe. Wprawdzie chwilowo susza została odwołana, ale patrząc po tym, jak głęboko przemiękła ziemia po ostatnich opadach, to ona za chwilę powróci, tym bardziej, że prognozy nie przewidują zbyt dużych opadów w nadchodzących dniach.

Jedna z teorii opadania zawiązków mówi o konkurencji o składniki pokarmowe. Jeśli więc jest tak wiele czynników, które ograniczają dostęp drzew do tychże, to rośnie nam ryzyko dużego opadu. Gdyby temperatury w tym tygodniu były korzystniejsze (wyższe), to pewnie podalibyśmy dość duże dawki produktów nawozowych, aby dość szybko zmienić sytuację roślin. Do tego wyższe temperatury w ogóle powodują, że drzewa lepiej radzą sobie z samodzielnym pobieraniem potrzebnych składników z gleby.

Tego wszystkiego nie mamy i długo mieć nie będziemy, bo poprawa pogody ma przyjść dopiero po niedzieli. Również regeneracja ewentualnych uszkodzeń po przymrozkach musi być wykonana przez roślinę z materiału pozyskanego w drodze fotosyntezy. Jeśli mamy zimno, mało słońca i deficyty magnezu, to fotosynteza zachodzi powoli, a więc drzewo w bardzo ograniczony sposób pozyskuje materiał do odbudowy uszkodzonych tkanek, czego efektem może być pogłębienie strat przymrozkowych.

To naprawdę trudny czas dla drzew, a sytuacji nie poprawia perspektywa braku deszczu. Choć tutaj prognozy są trochę rozbieżne, bo w niektórych przewidywaniach pojawiają się opady, to jednak dominuje narracja o małych perspektywach na istotną zmianę uwodnienia gleby w naszych sadach. Deficyty wody też są czynnikiem stresującym dla roślin i również będą istotnie utrudniały przetrwanie oraz potencjalną regenerację po chłodach.

Czyżby natura sama chciała nas obronić przed klęską urodzaju? Wolałbym jednak, abyśmy to my sami regulowali wielkość i jakość plonu, aby to wiedza i własne decyzje były odpowiedzialne za to, co sadownicy zbierają, a nie kaprys natury. Uczciwie też piszę, że to byłby kolejny prezent dla idei produkcji "byle czego dla byle kogo", która u nas dominuje. Dlatego mam nadzieję, że najczarniejsze scenariusze się nie sprawdzą.

Nie przegap najnowszych wiadomości

icon googleObserwuj nas w Google News

Powiązane artykuły

Nawet -8°C przy gruncie. Przed nami mroźna noc

Jak zabezpieczać drzewa ziarnkowe przed i regenerować po przymrozkach?

X