Gospodarstwo agroturystyczne produkuje owoce na sprzedaż

Coraz bardziej otwarcie pisze się i mówi o kryzysie w polskim sadownictwie. Czy producenci nastawieni dotychczas na eksport owoców na rynki wschodnie, będą musieli poszukać alternatywnych źródeł dochodu? Zobaczmy jak robią to inni.

W gospodarstwie Wiesławy i Henryka Świstaków w Łaznowskiej Woli ujmuje nas od pierwszej chwili bogactwo barw i piękne położenie gospodarstwa. Cały teren jest ukwiecony: kwiaty małe, duże, na drzewach, krzewach, białe, różowe, żółte otoczone trawą nadają specyficzny klimat temu miejscu.

- Kocham kwiaty, byliny, krzewy. Co roku urządzam ogród, tak by było wesoło, bo właśnie kwiaty wprowadzają nas w świetny nastrój, dodają radości. Szarość, która niestety często nam w życiu towarzyszy - nas przytłacza - mówi Wiesława Świstak.

Sad w aznowskiej WoliSad owocowy to nasze oczko w głowie

Od 1979 r. Świstakowie prowadzą gospodarstwo, które zajmuje około 30 hektarów powierzchni. Dużą jego część zajmuje sad, w którym znaleźć można praktycznie wszystkie owoce - brzoskwinie, czereśnie, nektaryny, śliwki (pięć gatunków), jabłka (około trzydziestu odmian), gruszki (ponad sześć odmian), truskawki, poziomki, porzeczki.
- W zeszłym roku owoców było w bród, mówi Henryk Świstak. Plony to: 40 ton/ha śliwki, jabłek 20 ton/ha, a czereśni tylko jednej odmiany mieliśmy 10 ton/ha. Jednak w tym roku sytuacja jest bardzo trudna bo stale padające deszcze spowodowały podtopienie sadu.
Praktycznie nie można wjechać między drzewka ponieważ ciągnik zapada się w namokniętej glebie. Jak do tej pory dokonałem tylko części oprysków. Mam nadzieję, że teraz wraz z cieplejszą pogodą, gleba pod drzewami przeschnie, co umożliwi dokonywanie dalszych opryskiwań. Jednak straty i tak będą duże, bo drzewa z powodu nadmiernej wilgoci nie były prze długi czas zapylone.
- Innym problemem, mówi sadownik, jest bardzo słaba opłacalność produkcji owoców. Właściwie przestało się opłacać zrywanie owoców w sadzie. Środki ochrony są bardzo drogie a owoce tanie. Jeszcze kilka lat temu, na przykład za nasze czereśnie dostawaliśmy 6 zł/kg a już rok temu ta cena spadła do 1,5-2 zł/kg. Poprzednie 2-3 lata były dla zbiorów owoców bardzo dobre. Dwa lata temu zebraliśmy nawet 100 ton wiśni z hektara, a jabłek mieliśmy 40 ton z hektara.

Gdzie sprzedają swoje owoce?
- Owoce trafiają na różnych targowiska w całym województwie łódzkim - do Piątku, Łęczycy, Łowicza czy Głowna. Największe ilości sprzedajemy na największym łódzkim targowisku, na ulicy Zjazdowej. Poza tym spore partie jabłek i owoców pestkowych sprzedają się w sklepach spożywczych i warzywniakach w okolicach Ujazdu, Brzezin i Tomaszowa Mazowieckiego. Dostarczamy nasze owoce pośrednio do szkół podstawowych i przedszkoli w powiecie piotrkowskim - opisuje Wiesława Świstak.

- Przy glebach III i IV klasy - dodaje - uprawiamy także sporo warzyw dla gości - włoszczyzna, marchew, kapusta czy ogórki. Wystarczy, że pogoda będzie słoneczna ze sporadycznymi opadami deszczu i brakiem opadów gradu tak jak w tym roku i sytuacja z warzywami i owocami nie wygląda źle. Ludzie, którzy przyjeżdżają na pobyt, mają dużo owoców i warzyw także zimą, bo robię dużo najróżniejszych przetworów, więc smak i zapach świeżych owoców towarzyszą naszym gościom przez cały rok.

Gospodarstwo Świstaków jest oddalone od rzek lub większych zbiorników wodnych

- W pobliżu Łaznowskiej Woli nie płynie żadna rzeka, więc nie grozi nam także bezpośrednio powódź. Jednak gleby tutaj są bardzo gliniaste tak, że woda bardzo długo nie wsiąka w głąb.
Piękna okolica i absolutny spokój- to atut Łaznowskiej Woli. Innym są z pewnością potrawy przyrządzane z naturalnych składników przez gospodynię tego rozwijającego się gospodarstwa agroturystycznego, która uwielbia gotować i przyrządzać kolorowe, smaczne dania oraz sama wymyśla przepisy na smakowite, oryginalne potrawy oparte na produktach pochodzących z własnego ogrodu i sadu.

W Łaznowskiej Woli można przy dwu stawach połączonych groblą łowić ryby, a w pobliskim Karpinie do dyspozycji są łódki. Można pojeździć rowerem, konno lub na quadzie.

Dom SwistakwJak się to wszystko zaczęło?

- Pomysł zrodził się z braku pieniędzy. Sady owocowe, którymi zajmował się i nadal zajmuje mąż w wyniku niskich temperatur dość często przemarzały. Trzeba było szukać dodatkowego źródła dochodu. Prowadziłam objazdową hurtownię konfekcji damskiej, nigdy nie było mnie w domu, wciąż w drodze... Ponieważ przeszłam trzy operacje w ciągu dwóch lat, praca w hurtowni okazała się zbyt męcząca.
- Postanowiłam z mężem, że powinniśmy zacząć robić coś w domu - dodaje gospodyni. Wybór padł na agroturystykę. Rozpoczęło się przypadkowo - grupa ludzi szukała noclegu, zgodziłam się. Pomyślałam, że może to dobry początek. Od tego momentu rozpoczęliśmy działania w tym kierunku, pomaleńku wszystko zaczęło się rozwijać, i wciąż staramy się doskonalić. Trwa to nasze działanie od roku 2005 – mówi Wiesława Świstak.
- Na początku mieliśmy 3 pokoje, a później 5. Przy większej ilości miejsc noclegowych podpadlibyśmy pod kategorię pensjonatów i hoteli. Praktycznie od roku 2004 przepisy dotyczące gospodarstw agroturystycznych nie zmieniły się. Można powiedzieć, że mamy nawet pewne ułatwienia ponieważ parę lat temu obowiązywała kategoryzacja pokoi, a obecnie ten przepis już nie obowiązuje.

Plany na przyszłość

- Jednak chcemy nadal inwestować w produkcję owoców. Dodatkowo planujemy wykopać jeszcze jeden staw, zakupić ze dwie łodzie, urządzić wyspę, do której można byłoby nimi przypływać, kiedyś w przyszłości zainwestować w konie i ogród - wciąż doskonalić i wzbogacać o nowe rośliny, urządzić skalniak i plac zabaw dla dzieci, taki z prawdziwego zdarzenia, bogaty w najróżniejszy sprzęt, by dzieciaki bawiąc się mogły rozwijać nie tylko swoje mięśnie, ale wyobraźnię, pomysłowość, naturalną radość życia - planuje gospodyni.
- Planujemy zbudować jeszcze elektrownię wodną, na którą potrzeba z grubsza 2 mln złotych - dodaje Henryk Świstak. Innym moim pomysłem jest wykorzystywanie odpadów zwierzęcych z licznych gospodarstw hodowlanych z okolicznych wsi do celów energetycznych.
Na realizację wszystkich tych wspaniałych pomysłów potrzebne są wcale niemałe pieniądze. Dlatego też Świstakowie starają się o pomoc z unijnych dotacji. Złożyli już wniosek i teraz czekają na akceptację i... ewentualne pieniądze.
- Wcale nie jest łatwo taki wniosek napisać. Przede wszystkim dużo czasu zajęło nam skompletowanie pełnej dokumentacji. Mamy tak dużo niejasnych przepisów, nienormalnych sytuacji... Rok zajęło nam przygotowanie i poprawianie wniosku, pół roku minęło od złożenia dokumentów, ale niestety czekają nas jeszcze poprawki, bo w międzyczasie zmieniły się nazwy ulic, więc musimy nanieść te zmiany w dokumentach. Jesteśmy jednak dobrej myśli, tak wielki wysiłek przecież nie może pójść na marne - śmieje się Wiesława Świstak.

Powiązane artykuły

X