Mirosław Maliszewski: Dlaczego interwencyjny skup jabłek nie powiódł się?

Zdaniem Mirosława Maliszewskiego, prezesa Związku Sadowników RP, akcja interwencyjnego skupu jabłek przez firmę Eskimos nie osiągnęła zamierzonego celu. – Oczywiście ci, którzy z akcji skorzystali, a tacy są, mają prawo być zadowoleni. Ci, którzy tę akcję obsługują, coś na tym zarabiają, również mogą być zadowoleni. Natomiast większość sadowników o tej akcji słyszała, ale jej nie widziała. Złośliwi mówią, że z Eskimosem jest jak z Yeti: wielu o nim słyszało, ale niewielu widziało – zauważył przewodniczący Związku na posiedzeniu Komisji Rolnictwa 11 grudnia 2018.

Prezes Związku przypomniał, że sadownicy widząc, co się dzieje na rynku owoców tego lata, organizowali zawczasu protesty. Jednym z postulatów była konieczność zdjęcia z rynku, na podstawie analiz światowych, 500 tys. ton jabłek. – Gdyby te 500 tys. ton w pierwszych miesiącach z rynku zdjąć, nie byłoby na nim załamania. Wszyscy na świecie mówili, że to jest liczba, która zdestabilizuje rynek, zwłaszcza w jego pierwszej fazie. Tak też się stało – przypomniał. Zgodnie z pomysłem Związku, zdjęte z rynku owoce miałyby być przeznaczone na bioenergię. To spowodowałoby ruch na rynku, towar nie trafiłby do przerobu, podaż zmniejszyłaby się, a popyt zwiększył. Tymczasem wiele jabłek zgniło pod drzewami i w skrzyniach.

Zdaniem Maliszewskiego podstawowym błędem interwencyjnego skupu jabłek było skierowanie ich ponownie na rynek, do przerobu. – Jako branża sadownicza nie krytykowaliśmy interwencyjnego skupu jabłek, nie wnikaliśmy, na jakich zasadach została wybrana firma Eskimos, nie wnikaliśmy czy ta firma ma moce przerobowe (dziś wiemy że nie ma), nie wnikaliśmy w to wreszcie czy to jest skup interwencyjny ze strony państwa czy działalność prywatna – wymieniał Maliszewski. Dlaczego jego zdaniem akcja nie mogła zakończyć się sukcesem? Jabłka nadal trafiają do przerobu. Nie zostały zdjęte z rynku, nie jest ich mniej.

– Oczywiście ci, którzy z akcji skorzystali, a tacy są, mają prawo być zadowoleni. Ci którzy tę akcję obsługują coś na tym zarabiają, również mogą być zadowoleni. Natomiast większość sadowników o tej akcji słyszała, ale jej nie widziała. Złośliwi mówią, że z Eskimosem jest jak z Yeti: wielu o nim słyszało, ale niewielu widziało – zauważył przewodniczący Związku.

Mirosław Maliszewski wyjaśnia, że dociera do niego więcej negatywnych, aniżeli pozytywnych sygnałów. – Dlatego uważam, że akcja podjęta została za późno. Taką interwencję trzeba było podjąć, wtedy, kiedy środowisko sadownicze o niej mówiło, wtedy kiedy sezon się zaczynał, kiedy kształtowały się ceny, a nie wtedy kiedy ceny się drastycznie załamały do niespotykanych od lat poziomów – podkreślił.

Po drugie, zdaniem Maliszewskiego, nie był to, niestety, mechanizm powszechnego dostępu. – Do mnie się zwracają się grupy, punktu skupu, które próbowały nawiązać kontakt z firmą Eskimos, ale się nie udało. Inni mówią, że zawarli porozumienie, otrzymują zaliczki, ale nie wiedzą jak ten produkt dostarczyć. Mówiąc wprost, wydaje mi się, że taka akcja nie osiągnęła zakładanego przez środowisko celu.  

Jak zauważa przez Związku, obecnie widać na rynku pozytywny ruch cenowy, co potwierdza tezę postawioną na początku, że jest zapotrzebowanie na polskie jabłka do przerobu. – Skoro zakłady podnoszą cenę, to po to żeby te jabłka przerobić i zarobić na koncentracie. Więc nie mówmy tu o nadprodukcji… – skomentował.

– Gdyby udało się Eskimosowi, (chociaż trudno było to z tymi początkowymi założeniami zrealizować), zdjąć z rynku te 500 tys. ton jabłek na początku sezonu, to dzisiaj byśmy dyktowali pozytywną cenę za jabłka na świecie, nie musielibyśmy tak nisko ich oferować, aby one z tego rynku zeszły. Te błędy się będą mściły do końca sezonu – podsumował Pan Maliszewski.

 

Komentarze  

0 #6 Roman 2018-12-20 07:01
Nigdy nic się nie udaje gdy polityka miesza się do gospodarki..

Populizm jeszcze nikomu nie pomógł


Łapy precz od gospodarki szmaciarze z wiejskiej i okolic
Cytować
+3 #5 Paweł 2018-12-18 18:42
Żaden polityk żaden związek ani żadna ustawa nam sadownikom nie pomoże sami jesteśmy sobie winni i sami słono zapłacimy za swoją głupotę.Zamiast cen rosną tylko nasze długi i nerwy.
Cytować
+4 #4 Krzychu 2018-12-18 11:22
P. Maliszewski, przemysł ''podniósł'' się do góry nie przez Eskimosa, czy zwiększony popyt przetwórców Podniósł się bo sporo jabłek (około 150-250 tys ton tak szacuję) zostało ściętych przez 15-stopniowy mróz. I te zniszczenie jabłek spowodowało zwiększony popyt, bo i jednocześnie gwałtownie zmalała podaż.
Cytować
+5 #3 Roman 2018-12-18 09:51
Ale po co nam jakieś populistyczne gadki?

Trzeba było zebrać tylko baltone a resztę zostawić w sadzie i ceny by wzrosły bez polityków,prezesów i całej reszty..

Winni temu co ma miejsce jesteśmy my...sadownicy...a zwłaszcza czyściciele sadow...


Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy....jak za dużo to i świnia nie zje

Amen
Cytować
0 #2 Ewa 2018-12-18 05:53
A może związek zajął by się zatrudnieniem Ukraińców może jakieś propozycje ustaw póki czas niech kurna coś robi a nie o przemyśle którego już nie ma
Cytować
+11 #1 Andrzej 2018-12-17 20:59
Wnioski które wyciągnął pan Maliszewski w temacie jabłek przemysłowych dotyczą również / moim zdaniem / jabłek przeznaczanych na darmowe rozdawnictwo... Jest kilku szczęśliwych i większość wkurzona...
Cytować

Powiązane artykuły

X