Młode pokolenie sadowników trafiło na trudne czasy

 

Tegoroczna sytuacja na rynku jabłek załamała wielu producentów. I chociaż optymistyczne głosy przypominają, że pod uwagę trzeba brać średnią z kilku poprzednich lat, trudno przekonać do tego młodych sadowników, którzy niedawno przejęli gospodarstwa, zaciągnęli kredyty na ich modernizację i bezskutecznie czekają na „lepsze lata”.

Chociaż początkowo to ubiegły sezon dla wielu wydawał się niekorzystny ze względu na przymrozki, to jednak rok obfitych plonów okazał się o wiele trudniejszy pod względem finansowym. Wprawdzie jabłek mamy po dostatkiem, lecz ceny są dramatyczne. Wysokie plony to wysokie koszty zbioru i duże koszty przechowywania.

Niejedno gospodarstwo w ubiegłym roku sięgnęło po kredyty, aby dopiąć sezonowy budżet – szczególnie ci, u których więcej było Glostera czy Jonagolda, niż Gali i Goldena. Ten nowy, trudny sezon rozpoczęli więc z długami, potem przyszły problemy z jesiennym zbytem jabłek i wielu znów musiało wspomóc się kredytami lub pożyczkami, aby dokończyć zbiory.

Dwa trudne sezony mogą zabić potencjał wielu gospodarstw, szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że duża część sadowników już miała kredyty na swoim koncie. Praktycznie całość inwestycji z funduszy unijnych była przecież kredytowana.  W dyskusji pojawiają się głosy, że błędem było zaciąganie kredytów. Jednak patrząc z drugiej strony, bez tych środków niemożliwa byłaby modernizacja gospodarstw: sadów, obiektów przechowalniczych czy zaplecza maszynowego.

Wielu z gospodarzy z niepewnością spogląda w przyszłość swoją, najbliższych i gospodarstw. Wprawdzie od dawna wiadomo, że branża sadownicza to biznes, w którym należy brać pod uwagę średnie ceny z kilku lub nawet kilkunastu lat, żeby ocenić jej kondycję. Średni wiek życia drzewka jabłoni to około 12-15 lat, chłodnia amortyzuje się przez kilkanaście lat, podobnie jak ciągnik czy opryskiwacz. W minionej dekadzie były takie lata, które sadownicy zamykali z dużymi zyskami, więc patrząc z perspektywy kilkunastoletniej sytuacja nie jest dramatyczna.

Jednak źle, a w wielu przypadkach tragicznie wygląda to z perspektywy tych, którzy zaczęli swoją przygodę z sadownictwem w minionych latach. Młodzi ludzie, dopiero na dorobku, którzy nie mieli jak i kiedy zgromadzić zapasów kapitału, są dziś w ciężkiej sytuacji. Ci, którzy gospodarstwa niedawno przejęli po rodzicach (bo założenie gospodarstwa od podstaw to raczej rzadkość) trafili na bardzo ciężkie czasy. Ciągle problemy oraz brak jasnej perspektywy mogą zniechęcać.

A globalność sadownictwa powoduje, że patrzeć należy nie tylko za miedzę, ale też za granicę. Na Wschodzie nowe rolnicze potęgi rozwijają sadownictwo, jednak na Zachodzie produkcja owoców szczyt swojej potęgi ma już za sobą i kraje te coraz częściej sięgają po polskie owoce. Globalizacja otwiera też przed nami nowe rynki, potencjalnie bardzo chłonne (Indie, Chiny, Indochiny), dość zamożne lub szybko się bogacące, co może być impulsem do nowej rewolucji w sadownictwie, na wzór tej po zimie stulecia, która zmieniała oblicze polskich sadów w latach 90-tych. Wtedy zima wycięła całe sady, na miejscu których wyrosły nowe, z nowymi odmianami, na innych podkładach. Dziś, obecny kryzys może zrobić to samo i drastycznie odmieć oblicze naszych sadów. Bardzo możliwie, że wielu polskich producentów nie będzie miało „za chwilę” czym zapłacić za cięcie bądź wiosenne opryski, a i na wiele kwater niepopularnych odmian (Gloster) został już wydany wyrok. Zimowa rewolucja sprzed lat branży wyszła na dobre, choć wielu straciło wtedy dużo. Teraz może być podobnie.

Nie należy też zapominać, że młode pokolenie, które zdecydowało się żyć z sadownictwa, chce podążać za nowymi trendami, jest chłonne wiedzy, dąży do tego, aby gospodarstwa i produkowane jabłka były jak najwyższej jakości. Sadownictwo, podobnie jak cała gospodarka, staje się coraz bardziej międzynarodowe. Wiedza płynie ze świata i trzeba znać języki, aby ją poznać, podobnie jak technologię. Również handel jest coraz bardziej międzynarodowy i dziś nie jest niczym nadzwyczajnym, że jabłka w Polsce kupują sortownie z Niemiec, Holandii czy Belgii. Nie mówiąc już handlu produktem gotowym (jabłka w pudełkach), który międzynarodowy jest do praktycznie od samego swego początku. Aby móc w tym uczestniczyć i osiągać z tego zyski trzeba umieć posługiwać się językami obcymi, co najmniej angielskim. Młode pokolenie jest na to przygotowane.

Jednak, żeby móc temu światu coś zaoferować, trzeba najpierw wyprodukować to, czego świat chce, a więc Galę, Red Deliciousa, Goldena. Nie ma miejsca dla Ligola czy Glostera. To kolejne wyzwanie, jakie stoi przed młodym pokoleniem. Niestety, odmianowa modernizacja polskich sadów to niemałe wyzwanie  i wymaga czasu oraz pieniędzy, a młodzi nie mają ani jednego ani drugiego. Nie mają funduszy, bo lata ich gospodarzenia przypadły na kiepskie sezony i nie mają czasu, by zarabiać – potrzebują tu i teraz, a nie za 4 lata, gdy młode drzewka dadzą plony. Z jednej strony smutne, a z drugiej pocieszające jest dla nich to, że przeobrażeń nie będą przechodziły wszystkie gospodarstwa.  Wielu gospodarzy nie czuje się na siłach lub nie ma chęci, motywacji do tak daleko posuwających się zmian. Toteż konkurencja będzie z czasem malała.

Przyszłość młodych sadowników nie rysuje się w jednoznacznie ciemnych barwach, choć problemy są poważne i nie wszyscy mogą im podołać...

 

Komentarze  

-3 #15 AS 2019-01-30 09:24
Trudno zrozumieć,że jest za dużo i czas zwijać produkcję a nie ja powiększać????

Młody stary bez różnicy ...ekonomia jest jednakową dla wszystkich...

Zbieranie jablek po 8gr to strzał w kolano
Cytować
-3 #14 Guest 2019-01-30 09:23
Trudno zrozumieć,że jest za dużo i czas zwijać produkcję a nie ja powiększać????

Młody stary bez różnicy ...ekonomia jest jednakową dla wszystkich...

Zbieranie jablek po 8gr to strzał w kolano
Cytować
+2 #13 Roman 2019-01-09 15:11
Trudno zrozumieć,że jest za dużo i czas zwijać produkcję a nie ja powiększać????

Młody stary bez różnicy ...ekonomia jest jednakową dla wszystkich...

Zbieranie jablek po 8gr to strzał w kolano
Cytować
+4 #12 Carmenere 2019-01-08 22:47
Syty głodnego nie zrozumie ... to zawsze aktualne.I są tu głosy sytych , są i biednych.Mnie bliżej do biednych bo ci rozumieją, że sytuacja młodego sadownika X jest diametralnie różna od młodego sadownika Y.Podstawą jest start : jeśli młody przejmuje gospodarstwo niedoinwestowane ze starszymi nasadzeniami=zmęczona glebą , tooo przy dzisiejszej opłacalności ma przerąbane jak w ruskim czołgu.Jeśli przejmuje w miarę nowoczesne gospodarstwo lub ma inny biznes przynoszący dochody i tymi wspiera swój sad , to się może puszyć i nadymać co to nie on.Dopiero zamiana "posad" pokazałaby ile kto jest wart.
Mnie najbardziej odpowiadały czasy gdy premią była własna wiedza , można było wtedy bez problemów spotykać się z naukowcami i wzbogacając swą dotychczasową wiedzę o informacje zdobyte np w ISiKu można było być przed konkurencją.Dziś wiedza dostępna jest powszechnie - o ile ktoś umie i wie czego szukać , premiowane jest natomiast cwaniactwo : przewałki na PROWach , czy choćby parę lat wstecz na tzw "premiach suszowych" , mnie to nie pasuje , ale taka jest rzeczywistość.I kto nie ma kapitału i nie umie grać w takie finansowe gierki ma na pewno dużo trudniej jak 20 lat temu.
Generalnie dziwię się młodym ludziom , którzy dziś niemal od zera próbują mocować się z sadownictwem.Ale cóż, ich wybór , ich cyrk ich małpy.
Powodzenia.
Cytować
0 #11 Andrzej 2019-01-08 17:51
Pokolenie naszych rodziców i dziadków trafiło na jeszcze cięższe czasy... Czasy odbudowy po wojennych zniszczeniach...Ale jest różnica między nimi a współczesnymi młodymi... Bo oni brali się do roboty, bo nie mieli innego wyjścia...Dzisiejsi młodzi mogą wszystko zostawić i wyjechać dokąd tylko zechcą, za lepszym chlebem... I dlatego ja przyszłość wielu gospodarstw sadowniczych w których obecnie przyszło pracować młodym, czarno widzę...A nawet znam przypadki, kiedy młody nawet nie wyjechał ale przeszedł do budowlanki i sobie chwali...
Cytować
0 #10 krezus 2019-01-04 15:01
Zacznijmy od początku...

Czy ktoś nas zmusił do bycia sadownikiem????

Zakładam,że większość to pasjonaci tak jak ja...

Od narzekania nikomu jeszcze się nie poprawiło....zamiast stukać w klawiaturę proponuję zacząć cięcie;)

Komu nie pasuje to do biedry na kasę....przestanie narzekać jak zarobi te kokosy
Cytować
+6 #9 Guest 2019-01-04 10:36
Nie chodzi, o to czy zostało na mercedesa. Chodzi o zapłatę za wykonaną pracę. Każdy kto pracuje za swoją pracę dostaje w systemie tygodniowym czy miesięcznym wynagrodzenie. W rolnictwie oczekiwanie na zapłatę nie kończy się po zakończeniu procesu produkcji. Z sercem na ramieniu oczekuje się nawet do roku na zwrot za wstawiony towar. Rolnik kredytuje produkcję bieżącą z zysków ubiegłorocznych . Nie znam pracownika(bo nie zapominajmy, że rolnik, sadownik jest nie tylko właścicielem gospodarstwa, ale również zatrudnionym tam pracownikiem);który mówi do szefa, że skoro ma problemy z płynnością finansową, to on zrezygnuje na jakiś czas z pensji. Sadownik wykonując cięcie letnie, zimowe, pryska sad, ma pewną ilość roboczogodzin wypracowanych. I w momencie zakończenia dniówki nie dostaje za to wynagrodzenia. Jego zysk, ewentualny, niepewny, nieprzewidywalny znajdzie się na koncie wiele miesięcy później. Nawet jeżeli są jakieś oszczędności, to nie po to by je przejadać. Podstawą zysku wszystkich firm kooperujących z nami jest nasz towar. Niech spróbują zbić,,kokosy'' na powietrzu.
Cytować
+5 #8 Guest 2019-01-04 10:18
A Ty znów o tych mercedesach ,raty ,leasing , albo zaszpachlowane szroty.Pod tym kościołem stoją też stare ople i rozlatujące się golfy ale to już po oczkach nie razi.W całym kraju tak jest są bodate wsie i biedne strzeżone osiedla i zapomniane przez wszystkich zdemolowane blokowiska.Jeden brat zarabia kokosy drugi klepie biedę.
Cytować
-7 #7 Roman 2019-01-04 07:30
Co niedziela pod kościołem widzę biedę sadownicza...

No tragedia.. .po zeszłym sezonie zostało na mercedesa a teraz nie

No zalamka
Cytować
+2 #6 Guest 2019-01-04 01:48
Siedem lat to chyba wystarczająco długo? Teraz jest rynek pracownika, można zarobić dobre pieniądze. Jeżeli masz jakieś dodatkowe kwalifikacje nie zastanawiaj się. Rok po mrozowy nie może być dobrym wykładnikiem opłacalności produkcji. Mamy poczucie ,,misji'', bo gospodarstwo po rodzicach itd. Oni na tym żerują. Rok, dwa dobrej ceny, hura optymizm, nowe inwestycje, kredyty i światełko w tunelu gaśnie. I tragedie gotowe. Młodzi powinni dobrze się zastanowić, można żyć inaczej. Mądry rodzic z bólem serca, ale to zrozumie.
Cytować
+17 #5 Guest 2019-01-03 20:50
Jacku moje doświadczenia są podobne do twoich ale uważam że teraz jest gorzej niż w latach 80.Sam piszesz że wtedy wszyscy marzyli o przejęciu gospodarstwa teraz wszyscy następcy biorą nogi za pas i wieją do miasta,a ja nie wiem czy padnięty agregat od chłodni reanimować na kredyt czy dać już spokój bo nie ma za co i nie ma dla kogo i jeszcze pytanie czy jest perspektywa zerotu inwestycji
Cytować
+23 #4 Adam 2019-01-03 20:28
Jestem młodym sadownikiem który 7 tal temu przejął kawałęk gołej ziemi i trochę starego sprzętu, wziąłem kredyt założyłem sad i od siedmiu lat ciężka orka jak nie w sadzie to dorabiam w robocie, jak nie w robocie to w książkach i internecie żeby wiedze poszerzać. I co? I gówno, średnia opłacalność przez te 7 lat jest tragiczna. Moi znajomi którzy zostawili pole i pozakładali jednoosobowe działalności pracują też ciężko ale wiedzą za co każdy z nich czy to w budowlance czy w mechanice dziś ma dom i żyje na fajnym poziomie a ja co? Ja żyję nadzieją że kiedyś przyjdą lepsze czasy. I nie nie użalam się nad sobą ale każdy wie jak to dzisiaj jest, 20 lat temu miało się 3 ha zadbanego sadu i na życie starczało i jeszcze na inwestycję, dzisiaj mając 6ha trzeba iść do roboty bo ciężko rodzinę utrzymać. Ale wszystko ma swoje granice, robię kursy doszkalam się i czekam jeszcze 2 góra 3 sezony jak nic się nie zmieni to sad przestawiam na przemysłówkę z podejsciem co będzie to będzie a sam do roboty idę. Takie są fakty kto za dobrych czasów się nie dorobił i nie rozwinął gospodarstwa dzisiaj nie ma na to szans.
Cytować
+7 #3 Stefan 2019-01-03 17:43
Jacku, bierz jednak pod uwagę opłacalność produkcji w tamtym okresie... 15 lat temu ktoś kto zainwestował pieniądze w komorę ULO po jednym sezonie mógł za to postawić kolejną. Maszyny tańsze o połowę, o paliwach i środkach nie wspominając... a i zbyt był znacznie pewniejszy niż obecnie. Trzeba trzymać kciuki za młodych bo inaczej sadownictwo wyginie razem z nami...
Cytować
0 #2 jacek 2019-01-03 09:12
Zacząłem przygodę z sadownictwem w drugiej połowie lat 80-tych jako 18 latek po śmierci rodziców. I co? Pierwszy rok zima stulecia, do tego celowe zniszczenie mojej szkółki przez osobę , która koniecznie chciała gospodarstwo przejąć, drugi rok,plan Balcerowicza i kłopoty z tym związane, trzeci rok Spółdzielnia Ogrodnicza wypłaciła po ugodzie tylko połowę należności za 24 wagony jabłek do tego doszła całkowita utrata oszczędności z powodu oszustwa. I co? Trzeba było zakasać rękawy i naprawdę ciężko pracować by nie utracić gospodarstwa i jeszcze je rozwinąć. Długo by można pisać i się nad sobą użalać z powodu problemów,które było o wiele poważniejsze od tego co dzieje się teraz. Młody człowiek zawsze jest odporny, pełen zapału i pomysłów. Było tak przynajmniej za moich czasów kiedy to nie płakało się w rękaw tatusiowi, nie labidziło, nie czekało na wsparcie Państwa, tylko ,,zapierdalało"
Cytować
+3 #1 Roman 2019-01-03 08:02
Dać po 500tys na młodego rolnika . .

Kupią po dobrej furze i na inwestycje coś zostanie
Cytować

Powiązane artykuły

X