Zwalczanie szkodników w dawnym sadownictwie

Ochrona sadów znacznie wyższych niż dzisiaj była trudna,

a dodatkowo urządzenia do opryskiwania sprawiały, że poświęcano temu zajęciu wiele czasu, a efekt nie zawsze był zadowalający. Ochrona sadów jako dziedzina wiedzy zaczęła się upowszechniać w okresie międzywojennym, ze wskazaniem na lata 20. XX wieku. Wtedy proste wynalazki techniczne pozwalały już na kilkakrotne opryskiwanie w ciągu sezonu. Wielu sadowników nie widziało wciąż jeszcze ekonomicznego sensu ochrony, dlatego że ceny na owoce były bardzo wysokie i sprzedawały się także te, które miały „robaka” w środku. Sytuacja była odwrotna niż dzisiaj – brakowało owoców, a konsument akceptował prawie każdy produkt. W latach 30. XX wieku w powiecie grójeckim chronionych było już wiele sadów i zauważono, że przynoszą one znacznie większy zysk.
Wcześniej opisano podstawowe preparaty grzybobójcze, a dzisiaj insektycydy.
Zieleń paryska to inaczej jasnozielona farba arszenikowa, czyli arsenian z octanem miedzi. Pod tą miłą dla ucha nazwą kryła się silnie toksyczna substancja niszcząca przedzimka, gąsienice chrząszczy, motyli, a zapewne także wiele innych organizmów, o czym nie informowali dawni znawcy ochrony roślin. Chwalono niezawodność jej działania w ochronie jabłoni i grusz. Bywała mieszana z cieczą bordoską, aby jednym zabiegiem zwalczyć parcha jabłoni i szkodniki. Stosowano ją przed kwitnieniem (od fazy ukazywania się kwiatostanów do różowego pąka).
Ciecz kalifornijską natomiast mieszano z innym preparatem zawierającym pochodne arszeniku – arsenianem ołowiu. Był on skuteczny w walce z owocówką jabłkóweczką, zwójkówkami i gąsienicami namiotnika. Stosowano go trzykrotnie: po kwitnieniu, gdy zawiązki miały wielkość orzecha laskowego oraz później, gdy przypominały orzech włoski (zalecenia z 1939 roku). Używano również arsenianu wapnia, ale rzadziej z powodu jego fitotoksyczności.
Opisując dawne insektycydy, należy przypomnieć o karbolinie. Stosowano ją przed wegetacją i traktowano jako oprysk zimowy. Roztwór sporządzano następująco: 400 g sody rozpuszczano w 1 litrze gorącej wody, dodawano karbolineum, a na koniec jeszcze 15 l wody.
Karbolina sadownicza DMK zwalczała zimujące stadia szkodników, a także - jak mówili ówcześni znawcy tematu – pobudzała drzewa do lepszego wzrostu i poprawiała ulistnienie. Stosowano ją na drzewa ziarnkowe i pestkowe.
Na przedwiośniu emulsją karbolową smarowano pnie drzew (kwas karbolowy z szarym mydłem i olejem) w celu zwalczenia czerwców, tarczników i zimujących gąsienic np. przedzimka. W maju opryskiwano drzewa roztworem karbolowym, jeśli nie zastosowano jej wcześniej.
Stosowano też napary z trujących roślin, takich jak ciemierzyca (Veratum album) lub tytoniu. Odwar z ostatniej z wymienionych wykazywał doskonałe działanie zwalczające na mszyce. Do zwalczania tego szkodnika stosowano też gotowe preparaty Nikotan, Nikotox, Nikotan-Ekstra. Ograniczały populacje innych szkodników, jak np. czerwców, miodówek i pozostałych owadów ssących.
Źródło:
Jankowski E., „Wrogi sadów”, 1907 Warszawa, s. 148-163
„Zwalczanie chorób i szkodników drzew owocowych. Całoroczny kalendarz prac”, Jaworzno 1939
 

Powiązane artykuły

Sadownicy polują

X