Wojna "kartonowa"

Właśnie zaistniałam w Internecie! Netak - nazwa powstała ze słów „net” i „tak”. Chciałabym prezentować nowe treści, tłumaczenia, porady praktyczne, artykuły na tematy produkcyjne… Innowacje w produkcji i dystrybucji owoców – to myśl przewodnia serwisu. Portal www.e-sadownictwo.pl - źródło informacji...

Mam nadzieję, że tak się stanie. W luźnej formie pragnę dzielić się refleksjami o polskim i niepolskim sadownictwie. Mam nadzieję, że sprowokuję Państwa do wymiany myśli, a prezentowane treści znajdą odzew. Zdaję sobie sprawę, że na razie piszę sobie a muzom, ale może to się zmieni. Może? Wszystko zależy od Was, Drodzy Nieobecni Jeszcze Czytelnicy. Nie spotkałam dotychczas blogu sadowniczego, ale może się mylę? Postanowiłam zapoczątkować tę formę wypowiedzi, choć mój mąż przestrzega, że lepiej siedzieć pod lipą i pisać, niż pisać lipę i siedzieć. Postanowiłam zaryzykować i liczę, że ocenią Państwo sami  „procentowy udział lipy” w moim pisaniu…

Dzisiaj słów kilka o malkontenctwie, oczywiście moim własnym, a może raczej o sile słowa pisanego, tyle że cudzego…

Kilka lat temu, gdy pracowałam jeszcze w redakcji „Sadu Nowoczesnego” (pozdrawiam miłych współpracowników!), ogromne wrażenie zrobił na mnie artykuł prof. Eberharda Makosza na temat kryzysu w hiszpańskim sadownictwie. Scenariusz był mniej więcej taki: nasadzenia drzew owocowych zwiększały się, poprawiała się jakość i wydajność z hektara, pogarszały się tylko możliwości zbytu... Wskutek tej dysharmonii jabłka pozostały na drzewach, gdyż nie opłacało się ich zrywać. Od tej chwili sadownictwo hiszpańskie zaczęło się kurczyć. Choć rozważania Profesora dotyczyły innego kraju, to – mówiąc kolokwialnie – padł na mnie blady strach. A co się stanie, jeśli taki scenariusz powtórzy się w Polsce? Sezon sprzedaży owoców jest zagadką, której nie da się zawczasu rozwiązać, ale od chwili przeczytania artykułu prof. Makosza, zaczęłam przewidywać najgorsze. Mijały sezony, jeden, drugi, trzeci. Było lepiej lub gorzej. Po sprzedaży owoców przychodziła ulga – nie, to jeszcze nie katastrofa. Przyjemne zaskoczenie. Ale co będzie w tym roku?

Ceny jabłek eksportowych w dół. I jeszcze niżej... Im niższe ceny, tym większe zainteresowanie zbytem. To taki sadowniczy paradoks. Zwykli sadownicy, nie ci z grup producenckich, ustawiają się w kolejki po kartony. Wiadomo że, gdy jakiegoś dobra jest mało, dochodzi do konfliktów, a od tego już krok do wojny, wojny o kartony na jabłka… Ekonomista oceniając chłodnym okiem, powie: prawa rynku, to normalne, gdy podaż przewyższa popyt. Tylko że te prawa odnoszą się do konkretnych ludzi i są przyczyną trudności finansowych wielu rodzin, jeśli nie dramatów.

Od kilkudziesięciu lat rozglądam się wokół i co spostrzegam? Dawniej całe rodziny skupiały się na produkcji sadowniczej – on, ona, pomagały dzieci, zatrudniano pracowników. A teraz na placu boju, aby nie oddalać się zanadto od terminologii wojennej, pozostał on, głowa rodziny, wspierany co najwyżej przez dorastającego syna, który zdecydował się kontynuować rodzinną tradycję. Czasami to kobieta zajmuje się sadem, a mężczyzna szuka zatrudnienia poza nim. Nie mówię, że tak jest wszędzie, ale na pewno odsetek rodzin, w których choć jedna osoba uzyskuje dochody poza gospodarstwem, znaczniesię zwiększył. Tak jest bezpieczniej. Coraz bardziej liczą się świadczenia z KRUS-u lub ZUS-u. Do niedawna mówiło się o gospodarstwach typowo rolniczych, że jedynym pewnym i stałym dochodem, jest tam emerytura seniora/ki rodu. Czy tak już wkrótce będzie w rodzinach sadowników?

Kiedyś na spotkaniu z producentami poseł i prezes Związku Sadowników RP, Mirosław Maliszewski, powiedział, spróbuję przytoczyć zarys tej refleksji, że dopóki synowie i córki sadowników zechcą kontynuować rodzinne tradycje, dopóty możemy być spokojni o przyszłość tej dziedziny. Młodzi mogą jednak zacząć odchodzić, a stanie się to wtedy, gdy nie będą widzieli sensu w produkcji sadowniczej. Sensu, czyli możliwości utrzymania swoich rodzin. Bolesny mechanizm regulacji rynku.

 Wracając do lokalnych kolejek po kartony. Choć wiele w walce o nie z wojny podjazdowej lub domowej, to wypada mieć nadzieję, że nie będzie to wojna 30-letnia, a co najwyżej 7-dniowa...

 

Komentarze  

0 #1 Justyna 2010-03-28 17:05
Beatko,
Gratuluję bloga i odwagi w przedsięwzięciu!
Moje zainteresowania zupełnie nie są związane z sadownictwem, a czytam Twoje wpisy z dużą ciekawością. Super ta "małpka" z jabłkiem na stronie głównej:)
Pozdrawiam serdecznie,
Justyna
Mój nowy blog;) www.zmianapracy.pl
Cytować

Powiązane artykuły

Sadownicy polują

X