
Klęskowe musi być!
Pod koniec kwietnia z Lubelskiej Izby Rolniczej wyszedł apel o zabezpieczenie przez rząd środków na pomoc dla rolników poszkodowanych przez tragiczne w skutkach nawałnice, które powodowały podtopienia i gradobicia. Teraz doszły jeszcze kolejne fale przymrozków, które już spowodowały straty w sadach i na plantacjach.
Gdy w ubiegłym roku, po naprawdę dotkliwych przymrozkach, napisałem, że pieniądze z unijnej zapomogi powinny być oznaczone i mogłyby być wydane wyłącznie na systemy zabezpieczające przed skutkami żywiołów (sieci, zraszacze itp.), w komentarzach wylała się fala oburzenia. Niestety, klęski żywiołowe takie jak przymrozki, grad, susze czy podtopienia zdarzały się, zdarzają się i będą się zdarzać – taka po prostu jest natura. Jako rolnicy musimy być świadomi, że jest to wpisane w ryzyko naszego zawodu.
Regularne, coroczne oczekiwanie, że reszta społeczeństwa będzie się składała na pomoc dla rolników, jest po prostu nieuczciwe. Powinniśmy dążyć do budowania systemów zabezpieczających uprawy przed katastrofami, a nie przeznaczać środków wyłącznie na podtrzymywanie funkcjonowania gospodarstw. W zeszłym roku nawiedziły nas niszczycielskie przymrozki – straciliśmy wiele. Teraz mamy już chyba trzecią falę spadków temperatury i znów pojawią się straty. Pewnie za chwilę pojawią się też kolejne apele o zapomogi i pomoc rządu dla rolników.
Gdyby każdy z beneficjentów ubiegłorocznej pomocy zainwestował te środki w budowę instalacji antyprzymrozkowej, straty w tym roku byłyby znacznie mniejsze. Nie da się zabezpieczyć przed wszystkimi ryzykami – świat w ogóle jest pełen zagrożeń, a rolnictwo jest szczególnie zależne od kapryśnej aury. Jednak te zagrożenia da się minimalizować – i to powinien być nasz cel.
Wieczne wyciąganie rąk po pomoc, nasza roszczeniowa postawa, budzi coraz większy społeczny sprzeciw – widać to choćby po komentarzach internautów. Nikt nie będzie nam co roku pomagał mierzyć się z niszczącą siłą natury, bo nieprzewidywalność i destrukcyjna siła są wpisane w jej istotę.
Ewentualna pomoc państwa powinna ograniczać się wyłącznie do współfinansowania systemów zabezpieczających przed żywiołami, a nie być formą „socjalu” utrzymującego przy życiu wiecznie poszkodowanych i roszczeniowych rolników.
Najbardziej absurdalne jest to, że im więcej takich rezolucji płynie z izb rolniczych, tym mniej ludzi chce tych głosów słuchać. Niedawno pisałem krytyczny artykuł o oderwaniu tych instytucji od rzeczywistości – apelowali wtedy o specjalną taryfę na energię elektryczną dla rolnictwa oraz o porzucenie projektu CPK na rzecz portu zbożowego.
Lawina takich żądań, wieczna roszczeniowość i błagania o kolejne wsparcie powodują, że przestajemy być traktowani jako partnerzy do rozmowy. To nie są konstruktywne propozycje – one nie rozwiązują żadnego z realnych problemów branży, tylko są nastawione na kolejne wyciąganie pieniędzy od rządu.
W efekcie mamy mnóstwo związków i izb branżowych, z którymi nikt nie chce rozmawiać, bo wszyscy wiedzą, że ich jedynym celem jest zdobycie kolejnych funduszy. Mimo przekazywanych środków i tak nic się nie zmienia – i za rok znów pojawią się z kolejnymi roszczeniami. Ponieważ te izby monopolizują przekaz płynący z branży, w debacie publicznej nie słychać innych głosów rolników niż tych, które reprezentują skostniałe i oderwane od realiów środowiska.
Komentarze