Stabilizacja, która nie cieszy
Polecane

Stabilizacja, która nie cieszy

Dwa tygodnie temu pisałem tekst o tym, że na rynku jabłek przemysłowych widać światełko w tunelu. Za dobry omen podawałem duże zainteresowanie rynku węgierskiego naszymi owocami do przetwórstwa, a także powolny spadek dostaw związany z końcem zbiorów. Owszem, cena drgnęła o dwa-trzy grosze w górę, podaż na pewno zmalała i łatwiej sprzedać owoce niż dwa tygodnie temu, lecz wszystko to w bardzo ograniczony sposób oddziałuje na rynek.

Pierwsze zakłady w Polsce zakończyły już wytwarzanie koncentratu jabłkowego i zaprzestały skupu. W innych doszło do ponownych spadków cen – niewielkich, wręcz symbolicznych, bo o 1 grosz, ale jednak. Powoduje to, że odczuwalna przez dostawców sytuacja wcale się nie zmienia: nadal kręcimy się wokół 60 groszy loco skup.

Kilka dni temu ukazał się na naszych łamach artykuł, w którym przedstawiciel mołdawskiego sektora przetwórczego ostrzegał, że rynek europejski nasycił się koncentratem. Przetwórnie przerobiły tyle, ile wynikało z podpisanych umów; cała reszta to przerób spekulacyjny, prowadzony w nadziei na sprzedaż produktu w transakcjach doraźnych. Podobne informacje płyną z polskich zakładów. Oznacza to, że nie mają one dużej presji zakupowej, więc nie odczuwają przymusu walki o surowiec. Będą więc starały się kupować jak najtaniej, a jeśli ceny zaczną faktycznie rosnąć, mogą wstrzymywać zakupy.

W USA zbiory jabłek są duże, a tamtejszy rynek był dotychczas znaczącym odbiorcą europejskiego koncentratu. Nie oznacza to jednak, że zaraz nastąpi załamanie cen i że o wzrostach nie ma co marzyć. Można przyjąć, że ewentualne podwyżki będą raczej powolne i ograniczone. Oczywiście możliwy jest także inny impuls rynkowy, niespodziewane zamówienia, które mogłyby zwiększyć popyt na koncentrat i rozpocząć wyścig o jabłka. Ponieważ jednak w tej chwili go nie widać, należy chłodno podchodzić do oceny rynku i unikać budowania spekulacyjnych narracji.

Potencjalny spadek cen także nie wydaje się bardzo realny. Mógłby zniechęcić sadowników do realizacji dostaw i zbioru owoców, które wciąż w dużych ilościach wiszą na drzewach, a jednak przetwórniom zależy na stałym dopływie surowca – nawet przy obecnych, dość niskich cenach. Wszelkie zaburzenia ciągłości dostaw są im nie na rękę.

Sytuacji nie poprawia słaby popyt na owoce deserowe. Rośnie ryzyko, że część owoców z chłodni trafi później na linie produkcyjne przetwórni. Dopóki popyt na jabłka deserowe nie wzrośnie wyraźnie, nad rynkiem przemysłowym będzie wisiała masa owoców słabej jakości i niepopularnych odmian, zamknięta w chłodniach.

Na korzyść producentów może działać poprawa sytuacji na granicy z Białorusią i potencjalny wzrost popytu z tego rynku. W kraju tym występuje duży niedobór owoców, a tamtejsi odbiorcy chętnie sięgają po tańszy asortyment – zarówno jakościowy, jak i odmianowy. Zobaczymy, jak sytuacja będzie się rozwijać, choć trzeba przyznać, że duże znaczenie mogą mieć wydarzenia polityczne za naszą wschodnią granicą.

Cały czas mamy też słaby popyt na jabłka przeznaczone do obierania. Holandia i Niemcy zanotowały duże zbiory i nie zgłaszają zwiększonego zapotrzebowania na import z Polski. Przeciwnie, próbują lokować swoje owoce na innych rynkach europejskich, konkurując bezpośrednio z naszymi jabłkami

Powiązane artykuły

Ceny gruszek w górę

Ceny gruszek w górę

Zabójczy wyścig cenowy

Zabójczy wyścig cenowy

W oczekiwaniu na wzrost cen

W oczekiwaniu na wzrost cen

Sadownicy polują