„Od myszy do cesarza, wszyscy żyją z gospodarza” – komentarz Czytelnika

 

Dyskusja na temat niskich cen owoców miękkich nie milknie od kilku dni. Rozważane są przyczyny takiego stanu rzeczy i możliwości zaradzenia trudnej sytuacji. Jeden z naszych stałych Czytelników odniósł się do ostatnich zdarzeń, przedstawiając ciekawe spojrzenie na problemy, z którymi mamy do czynienia. Za zgodą autora publikujemy jego spostrzeżenia. 

 

„Czytam i oglądam, śledzę z zaciekawieniem prawie coroczne informacje o sadowniczych protestach, strajkach, itp. Z uwagą przyglądam się wypowiedziom kolejnych sadowników, liderów branży, szefów stowarzyszeń i zastanawiam się, dlaczego nic się nie zmienia mimo kolejnych lat protestów.

Pamiętam wcześniejsze strajki, blokowanie zakładów i wstrzymywanie dostaw. Nigdy to nic nie dało. Sam przyjąłem zasadę, że nie produkuję na przemysł. Po prostu planując produkcję, gatunki i klasy owoców, założyłem z góry, że produkuję na rynek świeży, nic do przetwórstwa. Uważam, że nie ma sensu olbrzymia inwestycja w sad czy plantację krzewów, z której towar będą skupowały podmioty prowadzące skrajnie nieprzyjazną politykę zakupową dla producenta.

Nie winię tych zakładów, one dążą do maksymalizacji swoich zysków, jednak ja też mam zamiar swoje maksymalizować i nie chcę produkować na rynek, którym rządzi kilka osób stojących na czele trzech czy czterech firm przetwórczych.

Wolny rynek to piękna sprawa i uczciwa wersja handlu, jednak nie jest wolnym rynkiem sytuacja, gdy założenie plantacji malin czy wiśni nie ma barier prawnych, ale założenie choćby najmniejszej przetwórni to już tor administracyjno – higienicznych przeszkód, które może spełnić tylko wielki gracz. W efekcie mamy wielu producentów, ale mało przetwórców, bo bariery te może przejść tylko kilku bogatych podmiotów, najczęściej z zagranicy.

Skoro jest ich kilku, to nawet nie potrzebują dokonywać zmowy cenowej (sensu stricte, tak jak to rozumie UOKiK), wystarczy obserwować dokładnie swoje ruchy nawzajem i kopiować je.

Prawdę też mówiąc, nie bardzo rozumiem producentów, którzy zakładają plantację malin, wiśni czy truskawek z przeznaczeniem na przetwórstwo. Sytuacja z tragicznymi cenami powtarza się systematycznie co kilka sezonów. Widać, niektórzy lubią żyć w takim stresie albo musi im się to opłacać.

Kolejne spotkanie przedstrajkowe właśnie zakończyło się na Lubelszczyźnie, obejrzałem film z niego, posłuchałem wypowiedzi i dalej jestem przekonany, że niewielu z jego uczestników rozumie, jakimi prawami rządzi się rynek.

Padły zastrzeżenia, co do jakości importu z Ukrainy, nota bene bardzo słuszne. Ukraina nie jest w UE, zatem nie obowiązują ją rygorystyczne normy w niej wprowadzane, ale dostęp do rynku dostała w ramach bezcłowych kontyngentów. Jaki to wolny handel skoro jednych producentów obowiązuje jeden reżim produkcyjny, a drugich nie?

Głosy ze spotkania prosiły o wzmożenie kontroli tej ukraińskiej żywności, jednak nikomu nie przyszło do głowy, że żywność ta ma tylko metkę "made in Ukraine", ale produkują ją tam przedsiębiorstwa Zachodnie, głównie niemieckie, austriackie, francuskie czy holenderskie. Idąc na wojnę z ukraińskim importem, narażamy się na walkę z rządami, których obywatele zainwestowali krocie w ukraińską produkcję. Jak widać ani ten, ani poprzedni rząd nie pójdą na to. Tak jak i nie poszły na wzmożone kontrole (o co też wielokrotnie apelowali producenci owoców) zagranicznych zakładów przetwórczych, które niepodzielnie panują nad polskim rynkiem przetwórstwa owocowego. Są to wielkie firmy, mające za sobą poparcie swoich rodzimy rządów, a nasze władze przyjęły niekonfrontacyjną politykę wobec nich, bo one decydują o miliardach euro dzielonych w unijnych budżetach.

W Polsce rynkiem tym rządzi kilka firm, są to wielkie zakłady, a w zasadzie małe, lokalne przetwórnie przestały istnieć. Nowe zakłady powstają tylko w ramach koncernów, bo branża nie przyciąga zewnętrznych inwestorów. Zbyt duże jest tu ryzyko, że nowy zakład, postawiony za miliony, trafi na rok przymrozków, gradu, mroźnej zimy, deszczu nawalnego, etc., i nie przerobi pożądanego minimum, aby wyjść na swoje albo kupi surowiec bardzo drogo i też na swoje nie wyjdzie. Taka wizja nie nęci inwestorów. Jednak ktoś, kto rynek już zna wie, że w ciągu kilku lat na przetwórstwie zarobi. Stąd nowe inwestycje tylko u firm z branży.

Dlaczego sadownictwo w USA czy Australii się opłaca? Tam też są wielkie koncerny przerabiające miliony ton jabłek, lecz oprócz tego jest masa drobnych, prawdziwie lokalnych zakładów. Siłą rzeczy konkurują one o surowiec, a ponieważ produkują raczej na rynek delikatesowy (na rynku masowym przegrają z wielkoprzemysłowymi przetwórniami) to raczej nie muszą podążać za presją cenową wielkich koncernów. Produkując też produkt o bardziej wyrafinowanej recepturze często sięgają po kontraktacje produktów do niego, czyli coś o czym u nas się mówi, ale nie robi.

Warto zwrócić uwagę, że nawet w Polsce firmy produkujące ciut lepsze produkty, szczególnie te dla dzieci, decydują się na kontraktację, ponieważ chcą mieć dostawy pewnego surowca, działa tu więc ten sam mechanizm co w przetwórniach delikatesowych. Aby na rynku wszyscy czuli się potrzebni i docenieni, musi istnieć na nim pełna wolność, wtedy nikt nie będzie miał do nikogo pretensji o wykorzystywanie lepszej pozycji konkurencyjnej. Jeśli będzie czuł się oszukiwany i wyzyskiwany jakiś plantator, to niech przerabia owoce, udowadniając na własnym przykładzie, ile to przetwórnie zarabiają na dostawcach.

Jednak do tego jest potrzeba wolnego rynku. Apele o cenę minimalną (nie daj Boże), "godną płacę za trud rolnika" czy dotacje na: wyłączenie produkcji*, rozpoczęcie produkcji*, do hektara*, do kilograma*, etc (* - niepotrzebne skreślić) nic nigdy nie dały i nie dadzą, a są wręcz szkodliwe dla nas producentów.  Przy całej tej "rządowej" pomocy dla rolnictwa to najlepiej na niej wychodzi administracja i urzędnicy, których przybywa z roku na rok, jednak problemów producentów owoców to dalej nie rozwiązuje, są te same od kilkunastu lat.

Drugi aspekt to całkowite wyłączenie rolników z uczestnictwa w prawdziwym rynku. Każdy producent powinien być handlowcem dla swojego gospodarstwa. Rolnicy są przyzwyczajeni do systemu, w którym "zdają" towar. Nie ważne czy był to GS za komuny czy prywatny skup w III RP schemat ten jest powielany, nie ma w rolnikach chęci do szukania odbiorców (o eksporcie już nie wspominając), znajdowania nowego rynku dla swoich produktów, a nawet badania potrzeb konsumentów. Oderwanie od rynku to poważny problem, bo producent nie czuje  na co jest popyt, a co raczej już jest de mode. Większość producentów owoców nie potrafi wskazać profilu konsumenta docelowego swoich jabłek czy malin. Kolejne poziomy pośredników odpychają producenta od konsumenta, przez co ci pierwsi dostają niepewne albo fałszywe sygnały. Przykładem niech tu będzie masowe sadzenie Glostera, po tym jak w 2013 czy 2014 roku udało się wysłać kilka jego partii do Afryki Północnej, gdzie stanowił gorszą wersję Red Deliciousa. W efekcie cena podskoczyła, odmiana dobrze rodzi więc co niektórzy powiększali jej nasadzenia. W efekcie Glostera mamy dużo, nawet ładnego i czerwonego, ale nie mamy z nim co zrobić."

 

fot.pixabay

Komentarze  

0 #10 Andrzej 2018-06-24 16:39
@Carmenere... Jeśli jest tak jak mówią że tylko prawda może nas wyzwolić, to jest dokładnie tak jak piszesz...Szkoda tylko że te prawa rynku są tak nieubłagane...Pamiętam jak moi koledzy rezygnowali z uprawy Sengi Sengany... Pamiętam jak przepijali / na stole stanęły 2 butelki wódki / to co zarobili na kilku hektarach a na koniec oświadczyli : To koniec...Teraz na Sendze niech dorabiają się inni... Co robią dziś ?... Dziś tylko deser truskawkowo-malinowy...
Cytować
+1 #9 Carmenere 2018-06-23 21:13
Andrzeju , to nie jest tak że ja mam sytuację sadowników w--- , że uważam że wszystko jest OKi , że jestem finansowym krezusem ... itp Ale , jest jak jest i nie ma co się kopać z koniem.Jest nadprodukcja owoców przemysłowych i żadne regulacje tego nie zmienią, a dla wielu cena 50-60 gr za wiśnie jest wystarczająca bo i tak ma więcej z ha takich wiśni zebranych otrząsarką jak z ha żyta czy kukurydzy.Po prostu opłacalność produkcji rolnej spadła drastycznie i gospodarstwa rolne o małej powierzchni pozakładały plantacje aby polepszyć swą dochodowość, a przetwórcy na tym korzystają , bo co zrobi plantator z cz.porzeczką gdy nie odda jej na skup?Może ją zostawić na krzaku i tyle.Niestety podobna sytuacja robi się w sadownictwie i albo sadownik znajdzie sobie miejsce na rynku=odbiorcę swej produkcji albo ... upadnie.Nie ma innej drogi.
Ilu sadowników przejmowało się losem polskich producentów tkanin, odzieży, obuwia gdy ci padali jak muchy pod zalewem chińszczyzny?Podobnie będzie z wieloma z nas...
Cytować
0 #8 Andrzej 2018-06-23 15:26
@Carmenere... Z Twojego komentarza wynika że ja, likwidując swoje wiśnie zachowałem się jak prawdziwy, cywilizowany Europejczyk... To dla mnie mała satysfakcja ale i wielki żal...
Cytować
0 #7 Carmenere 2018-06-23 06:12
Andrzeju a co zrobili plantatorzy z Niemiec wiele lat temu, gdy serbska i polska tania wiśnia zaczęła dominować na rynku ? po prostu wykarczowali swe plantacje i tyle .Dziś wiśni uprawia się tam tyle co u nas na działkach , podejrzewam że pod konkretne zamówienie lokalnych przetwórców.
Cytować
0 #6 Andrzej 2018-06-22 18:26
W swoim poście z 21.06 dałeś nam Carmenere krótki wykład co może zrobić przetwórca ze swoją przetwórnią wraz ze spaleniem / ! / włącznie i wyjść na swoje... A co możemy zrobić my, sadownicy i plantatorzy, z którymi choć wiśni już nie uprawiam to się utożsamiam ?... Czy aby na pewno nie możemy zrobić nic ?... Naprawdę zdani jesteśmy całkiem na łaskę / i niełaskę / państwa przetwórców ? I tak jak mogli to zawsze robotnicy w wiekach przeszłych dać wyraz swojej bezsilności, rzucając kamieniem ?... Czy tak jest w innych cywilizowanych krajach ?
Cytować
0 #5 Andrzej 2018-06-21 11:52
@Carmenere... Jasne że wolał bym aby przetwórnie się rozwijały a plantatorzy żyli dostatnio a mój głos, w tym jego zakończenie traktować należy raczej jako głos rozpaczy i totalnego zniechęcenia...Również chamstwem ze strony przetwórców z którym się spotykałem... Nigdy nie zapomnę jak w jednym roku, gdy nam gotowało się w d... i nie mogliśmy już doczekać kiedy zaczną skup, otrzymaliśmy odpowiedż że ... teraz to oni są na urlopach u ciepłych wód a gdy wrócą to zaczną się zastanawiać...
Cytować
0 #4 Guest 2018-06-21 11:12
Proponuję zwiększyć produkcję,wydajność oto
Inni wejdą na nasze miejsce
Cytować
0 #3 Carmenere 2018-06-21 07:18
Andrzeju nie zgadzam się z Twoja diagnozą zawartą w ostatnich słowach.To stwierdzenie rzeczywiście może rzeczywiście tyczyć małych przedsiębiorstw przetwórczych.mega przetwórnie , mają byt plantatorów ... "głęboko --- " mówiąc kolokwialnie , podobnie jak ... los przetwórni.Ot dla właściciela to taki sam biznes jak produkcja śrubek czy ubrań.Gdy przestanie być opłacalna to ... możliwości mają wiele : przenoszą produkcję tam gdzie taniej - tu tracą pracownicy i dostawcy ; wyprowadzają kapitał do spółek córek i ogłaszają upadłość - tu tracą pracownicy , dostawcy i część udziałowców( w przypadku spółek, spółdzielni) ; przetwórnia może się tez spalić(jak wysypiska śmieci) - tu tracą pracownicy , dostawcy , część udziałowców i my wszyscy - bo i ubezpieczyciel , i państwo (straż pożarna,policja,ratownictwo itp) poniesione koszty przerzuci na pozostałych płacących.Generalnie właściciel strat nie poniesie żadnych, to czemuż miałby się martwić upadkiem plantacji...
Cytować
+1 #2 Carmenere 2018-06-20 22:05
Tak na szybko parę uwag.Zgadzam się oczywiście z wymową tego postu, z resztą wiele zawartych w nim tez, uwag , spostrzeżeń sam pisałem na Forum konkurencyjnym.Ale takie uwagi równie dobrze można by zamieszczać w jakimś branżowym psmie powiedzmy dla kowali czy kajakarzy ... efekt u sadowników byłby ten sam.Apele o regulacje rynku wg modelu socjalistycznego , pokazują jak silny w naszych rolnikach jest "homo sovieticus", niestety., aha zapewniam ,że z chwilą wprowadzenia cen minimalnych np na porzeczkę, założę jej plantację , a co ,nie wolno ?Ostatnia plantacja przemysłowa jaka mieliśmy to były wiśnie, wykarczowane jakieś 25 lat temu i mimo kilku lat prosperity na teo owoce , nie popadliśmy w owczy pęd i więcej wiśni już nie sadziliśmy.Jedynym produktem przemysłowym jaki sprzedajemy to jabłko.Ale traktujemy to jako odpad i gdy cena jest zbyt niska to go po prostu nie zbieramy i tyle.
Co do przetwórstwa , jak to autor określił "delikatesowego" to pełna zgoda , ale uważam że na razie jest za płytki rynek osób skłonnych zapłacić wysoką cenę za polski! produkt wysokiej jakości.Choć powoli się to zmienia.My np sprzedajemy sok tłoczony z naszych jabłek.Sok tłoczymy w tłoczni zewnętrznej, ale dbamy o jakość i właściwy dobór jabłek do tłoczenia, dzięki czemu mimo wyższej o 30-50% ceny jak np w "Stonce" czy innym "L" to sprzedajemy go całkiem pokaźną ilość.Ale już sprzedaż powideł naszej produkcji traktujemy wyłącznie jako poszerzenie oferty, bo aby mieć konkretny dochód musielibyśmy sprzedawać tysiące słoików- nie realne albo sprzedawać je po kilkanaście złotych- nie akceptowalne.
A jabłka sadzimy odmian, takich jak mało kto , uczymy naszych klientów nowych smaków i póki co mamy większy odbiór jak produkcję i tylko dlatego zwiększamy nasadzenie ale kosztem usuwania albo starszych mniej intensywnych kwater albo kosztem np śliw.
Cytować
+10 #1 Andrzej 2018-06-20 21:41
Był czas że w promieniu 60 km miałem 6 przetwórni do których mogłem zawieżć swoje wiśnie...Podobnie kilku moich sąsiadów o mocy produkcyjnej od 10 do 200 ton wiśni... Dziś wszystkich tych sadów już nie ma...Za to w okresie dojrzewania wiśni pojawiają się agenci jedynej ocalałej przetwórni i węszą za towarem, którego nie ma i długo nie będzie... Bo tego co oni z nami wyprawiali długo nie da się zapomnieć... Tak pajacowali i poniżali swoich dostawców, że jedni doczekali emerytury a inni aby odzyskać godność stworzyli firmy, a to budowlane a to inne... Byli tak podli, że płacąc np. 60 groszy za kilogram namawiali nas abyśmy zysków szukali w obniżeniu płac osób zrywających i twierdzili że 40 zł dniówka dla takiego rwacza powinna wystarczyć... Należę do tych, którzy swoją przygodę z wiśniowym biznesem zakończyli bezpowrotnie... A przemysł przetwórczy ?... Niech mnie pocałuje teraz tam gdzie Kiepski kazał się pocałować Pażdziochowi i niech wyląduje na ziemi bez spadochronu wraz z gałęzią którą przez tyle lat i z takim uporem podcinał...
Cytować

Powiązane artykuły

Czy Twoja gleba ma już paszport?

A jednak się opłaca

Związek między jakością a ceną

X