
Ciężko sprzedać jabłka
Powoli zbliżamy się do końca zbiorów jabłek. Sezon nie zaczął się z przytupem, na rynku popyt nie jest zbyt duży, a ceny poszczególnych odmian nie zachwycają. Niektóre z nich są wręcz po prostu trudne do sprzedaży. Według danych GUS zbierzemy aż 3,7 mln ton jabłek, czyli o 10% więcej niż rok temu, choć wciąż mniej niż średnia z lat poprzednich.
Wydaje się jednak, że otrzymujemy z rynku dość mocny sygnał: jesteśmy już na takim poziomie zbiorów, przy którym pojawia się problem z zagospodarowaniem plonów. W sezonie 2024 mieliśmy bardzo duże straty przymrozkowe, obecnie są one zdecydowanie mniejsze w skali kraju – i to widać. Ci, którzy mają stałych klientów i wypracowane kanały zbytu, sprzedają swoje jabłka, choć bez rewelacji cenowych. Zamówienia jednak płyną, a owoce wyjeżdżają z gospodarstw.
Natomiast sadownicy, których jedynym pomysłem na sprzedaż jest nadzieja, że jakaś sortownia w końcu kupi od nich jabłka, mierzą się z bolesną rzeczywistością handlu. Prawdopodobnie osiągnęliśmy już taką masę towaru, że rynek wewnętrzny jest szczelnie obstawiony, a przy braku wyraźnego impulsu eksportowego pojawia się marazm w handlu.
Jako producenci musimy zacząć zdawać sobie sprawę, że tegoroczny poziom plonowania, choć wciąż niższy niż potencjał sadów, stanowi poważny problem. Były przymrozki, są straty, a mimo to nie mamy komfortu, by to klienci dzwonili do nas z zapytaniem o jabłka. Trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że jeśli kolejny rok przyniesie jeszcze wyższe plony, to znów dotknie nas klęska urodzaju.
Oczywiście kwestia marketów i ich polityki handlowej pozostaje dużym wyzwaniem dla branży, ale nie ma co liczyć, że uda się to szybko zmienić, trzeba to po prostu brać pod uwagę. Podobnie jest z przetwórniami, które wcale nie mają nadmiaru dostaw ze skupów, ale mimo to nie spieszą się z podwyżkami. I nie ma sposobu, by je do tego zmusić.
Trzeba więc zrobić coś, aby zatrzymać poziom zbiorów na obecnym pułapie. W przeciwnym razie ponownie doświadczymy załamania rynku i cen na poziomie kilkudziesięciu groszy za kilogram. Wiem, że na razie wszyscy myślą o tym, co tu i teraz, ale w sadownictwie „tu i teraz” jest zawsze efektem „wczoraj”. Decyzje podejmujemy z sezonu na sezon, z roku na rok, a potem mierzymy się z ich konsekwencjami.
Najgorsze jest to, że wiosną ceny mogą podskoczyć i wielu zapomni, że jesienią nie mogli sprzedać jabłek. Zamiast tego będą się ekscytować zasłyszaną pod kościołem ceną „2 zł/kg w skrzyni”. A przecież chodzi o to, by prowadzić regularny handel przez cały sezon i zarabiać zarówno na pierwszej, jak i na ostatniej skrzyni. Trzeba skończyć ze spekulacjami i „złotymi datami” na otwieranie komór.
Przy 3,7 mln ton zebranych jabłek jesteśmy podatni na rozgrywanie nas przez sieci handlowe i przetwórnie. To mocny sygnał, że należy zatrzymać się na tym pułapie. Być może wielu producentów satysfakcjonują obecne ceny i widzą w tym sens ekonomiczny, choć odnoszę wrażenie, że jako branża chcemy jednak czegoś więcej.
Nie chodzi o to, by każdy wyciął po hektarze i ograniczył produkcję. Trzeba raczej zacząć produkować inaczej – szukać sposobów na zwiększanie wartości plonu, a nie jego wielkości. Zamiast robić 70 ton Goldena o kalibrze 60 mm, lepiej uzyskać 50 ton, ale o kalibrze 70 mm. To samo dotyczy Gali Must – popyt na drobne owoce tych odmian jest naprawdę skromny, podobnie jak na małe Szampiony czy Ligole.
Nie sugeruję niczego nowego – ten temat jest obecny w branży od dawna. Obecna sytuacja po prostu pokazuje, że doszliśmy do sufitu w produkcji, jaką prowadziliśmy i prowadzimy. Ci, którzy nie potrafią poradzić sobie z produkcją wysokiej jakości, a wciąż powtarzają zaklęcia, że „sad to nie fabryka”, może powinni rozważyć przejście na produkcję owoców do przetwórstwa. To również ogromny i zróżnicowany rynek, i wcale nie jest ujmą produkowanie takich jabłek.
Odkąd pamiętam, po każdym suchym lecie pojawiają się narzekania na mały rozmiar owoców, bo brakowało wody. Skoro ktoś nie chce inwestować w nawodnienie i osiąganie optymalnych rozmiarów jabłek, to może rzeczywiście nie ma sensu inwestować takich pieniędzy w ochronę, nawożenie i cięcie?
Sadownicy polują
-
Uszkodził kilkanaście ambon myśliwskich. Usłyszał zarzuty
Siedem zarzutów dotyczących uszkodzenia mienia i narażenia osoby na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty...
-
Sadownicy polują: Polscy myśliwi padają ofiarą agresji?
Taka teza pojawia się w artykule pt. „O agresji wobec myśliwych” autorstwa prof. dr hab. Dariusza...
-
Sadownicy polują: Czy godzi się zabijać zwierzęta dla trofeów?
Stosunek większości Polaków do zabijania dzikich zwierząt przez myśliwych jest taki, że działanie to...
Najnowsze artykuły
- Polska kupuje ponad 90% ukraińskiej świeżej porzeczki
- Róże w winnicach - piękno, tradycja i naturalna ochrona winorośli
- Bez uprawnień, ale z rozmachem – cztery wózki sadownicze na haku
- Akcyza osobno, podatek cukrowy osobno. Czy tak rząd ominie weto prezydenta?
- Sadownicy ofiarami „spółki widmo”. Straty liczone są w setkach tysięcy złotych
- Czy czeka nas „zima stulecia”? Prognoza na zimę 2025/2026
- Polskie jabłka utrzymują przewagę w Egipcie