IMG 6584W dobie kryzysu wywołanego rosyjskim embargiem, zastanawiamy się, czy promować polskie jabłka na rodzimym rynku i jak to skutecznie robić.  Kto mógłby zająć się promocją jabłek na obcych rynkach? Kogo najmocniej dotknęło embargo i jak uniknąć dalszych negatywnych skutków wywołanych przez nadpodaż jabłek na rynku? Na te tematy rozmawiamy z prof. dr hab. Eberhardem Makoszem, przewodniczącym Zarządu Towarzystwa Rozwoju Sadów Karłowych.

Panie Profesorze, TRSK prowadziło duża kampanię promującą polskie jabłka wśród krajowych konsumentów. Z jakim efektem zakończyła się promocja Jabłka Kontrolowanego?

Powiedzmy szczerze, ta kampania się nie powiodła. Były dwie przyczyny. Nie byli nią zainteresowani ani producenci owoców ani sklepy.  Sadownicy wychodzili z założenia, że po co mają sobie zawracać głowę promocją jabłek w kraju, skoro jabłka sprzedają do Rosji w dużych ilościach i po opłacalnych cenach. Był też jeszcze jeden problem, na który wskazywali przedstawiciele grup producentów, że nie da się długo dostarczać na rynek polski jabłek o tak wysokiej jakości, a następnie utrzymać ten wysoki standard.  Niektórzy uważali, że jak konsumenci przyzwyczają się już do wysokojakościowych jabłek, to pojawi się problem z pozostałymi owocami o słabszej jakości. Nie będzie co z nimi zrobić. Zatem niektórzy uważali, że promując jabłka wysokiej jakości trochę popsujemy sobie krajowy rynek. Niestety dominował pogląd, że nie potrzebna jest im tego typu kampania, skoro i tak sprzedają wszystkie jabłka.

Ale konsumenci byli pozytywnie zaskoczeni jakością krajowych jabłek?

Tak, zupełnie odmienna od reakcji producentów była reakcja konsumentów, którzy bardzo pozytywnie przyjęli kampanię i  od jej pierwszych dni dopytywali gdzie można kupić takie dobre, ładne jabłka.

jablkaappoloniaCzy teraz, kiedy doświadczamy problemów z zamknięciem rosyjskiej granicy, byłaby potrzeba uruchomienia podobnej kampanii promującej jabłka w Polsce? Kto mógłby ją poprowadzić?

Prawdopodobnie w tym sezonie mogła by się przydać podobna kampania do tej, którą organizowaliśmy dla Jabłka Kontrolowanego.  Możemy powiedzieć, że to był projekt pilotażowy, który został zakończony, w ramach którego zdobyliśmy duże doświadczenie. Teraz powinien się takim projektem zająć ktoś inny. Powinna powstać kampania promująca spożycie jabłek, ale nie z budżetem za 1 mln złotych, tylko znacznie wyższym. Ale kto miałby to zrobić? Na ile są zainteresowane grupy producentów takim przedsięwzięciem? Potrzebnych jest kilka zainteresowanych grup producentów, a także zespół osób, specjalna ekipa, która by na zlecenie przygotowałaby taką kampanię.  Jednak podobna inicjatywa musi wyjść ze strony producentów.  Uzyskali by oni wsparcie z Funduszu Promocji Owoców i Warzyw. Pieniądze się znajdą,  firmy wykonawcze także. Najważniejsze by znaleźli się ci, którzy chcą dostarczać jabłka wysokiej jakości. Nam to się nie udało do końca. Zakładam jednak, że teraz sytuacja będzie zupełnie inna, i teraz mogą znaleźć się chętni, a grupy mogą być zainteresowane promocją.

Jabłka mają dobrą jakość u producentów, ale potem na półce sklepowej często ta jakość jest stracona. Czy jest sposób aby producenci mogli wymusić na sieciach, aby ich towar był eksponowany w odpowiedni sposób, nie dopuszczać aby na stoiskach  leżały zepsute, zgniecione owoce?

Gdy wprowadzaliśmy do sieci handlowych Jabłka Kontrolowane, mieliśmy zespół,  który prowadził kontrole w marketach. W naszej kampanii jabłka trafiały do sklepów bezpośrednio od producentów. Kontrole jakości jabłek w marketach prowadzą np. Holendrzy, badają stan owoców na półkach sklepowych. Jabłka w supermarketach powinny być objęte kontrolą jakościową tak, jak inne towary, a nienadające się do sprzedaży owoce powinny być wycofywane ze stoisk. Markety tego same nie zrobią. To musi być dążenie naszej grupy – producentów owoców.

Panie Profesorze, czy jest sens powoływania ogólnokrajowej marki polskich jabłek i pokazania jej na zewnątrz?

Grupy z poszczególnych obszarów Polski, mają teraz ambicje promowania  jabłek regionalnych – grójeckich, sandomierskich itd. Jednak konsumenta za granicą nie będzie interesować region, z którego pochodzą polskie jabłka.  Za granicą trzeba promować markę polskiego jabłka, a nie regionalnego. W tym wypadku nieporozumieniem byłoby promowanie np. w Chinach jabłka grójeckiego czy z innego regionu.  Promocja jabłek regionalnych powinna odbywać się na terenie kraju, ale za granicami powinna być marka ogólna – jabłek polskich. Jabłka wyjeżdżające z Polski powinny być wyraźnie oznakowane – Polskie Jabłka.

polandKto powinien zająć się promocją Polskiego Jabłka? Czy uważa Pan, że funkcję tą powinna pełnić jakaś organizacja, czy grupy producentów owoców lub konsorcja?

Gdyby przedstawiciele konsorcjów spotkali się i doszli do wniosku wspólnie, że jest potrzeba promocji polskiego jabłka, nie poszczególnych konsorcjów – a tutaj jest wiele osobistych ambicji – jeśli ustaliliby, że jest taka potrzeba, to ze znalezieniem firmy wykonawczej i pieniędzy na ten cel nie byłoby problemu. Ważne jest,  aby chcieli brać udział w takim projekcie, dostarczać jabłka. Ponieważ marka ma być Polskim Jabłkiem, więc muszą wspólnie działać najwięksi na rynku gracze. Ja jestem gotowy, aby zainicjować pierwsze spotkania zwrócić się do przedstawicieli grup i zapytać, czy widzą taką możliwość i sens. Tym bardziej, jako TRSK możemy się w to włączyć, gdyż mamy doświadczenie z zakresu promocji jabłek, jakie zdobyliśmy w trakcie realizowania kampanii Jabłko Kontrolowane. Podkreślam – jeśli chodzi o promocję za granicą to musi być tylko Polskie Jabłko. Jednak pierwszy krok to zrobienie spotkania, wszystkich dużych potentatów w produkcji jabłek – grup producentów, którzy dysponują dużą ilością jabłek, i zapytać wprost: czy jesteście zainteresowani by wasze jabłka były za granicą promowane wspólnie.

Poruszmy teraz inną sprawę. Wielu sadowników wyraża swoją opinię, na forum, w komentarzach w portalu, że trzeba jednak ograniczyć nasadzenia jabłoni. Czy to jest objaw paniki, czy też przemyślenia, za którymi warto podążyć?

Uważam, że wielu sadowników wykorzystuje już wnioski wynikające z embarga. Widzą, że jabłek jest za dużo. Trzeba ograniczyć produkcję. Więcej o tym powiem w marcu na konferencji w Lublinie „Trzecia rewolucja w sadownictwie”.  Są dwa sposoby, w jakich będzie następować ograniczenie produkcji. Ważne jest aby nie zwiększać powierzchni upraw jabłoni  „na hura”, tak jak kiedyś zakładało nowe sady, gdy były na to środki. Produkcję zwiększano bez względu na to, czy ktoś się dobrze znał na uprawie jabłoni, czy nie, a także bez względu na to, czy miał dobre miejsce do założenia sadu. Na jednej z ostatnich konferencji sadowniczych mówiłem, że my sami sobie szykujemy trudną przyszłość. Ograniczanie produkcji powinno odbywać się rozsądnie, należy  karczować i sadzić odpowiednie odmiany, ale powinni robić to tylko ci, którzy potrafią produkować wysoko jakościowe jabłka, ci co się na tym znają. Jednak nie powinno się zajmować już nowych powierzchni.  Jestem zaskoczony, że drzewka w szkółkach w 2014 r zostały wszystkie sprzedane, i nie tylko na wschód, do Kazachstanu i dalej, ale także w Polsce. Oznacza to, że sadownicy nadal powiększają nasadzenia. Drugi sposób ograniczania produkcji, i o tym będziemy mogli się przekonać wkrótce, będzie następował, gdy spora grupa producentów nie będzie miała pieniędzy na odpowiednią produkcję. Zacznie mocno ograniczać koszty, poprzez zaniechanie zabiegów ochronnych. Niektórzy mówią już, że nie będą ciąć drzew, inni będą ograniczać nawożenie i zabiegi ochronne. Jeśli ograniczą jakość, to znaczy że ograniczą produkcję. Ci co zadbają o jakość i nie będą oszczędzać - wygrają.  Istotne ograniczenie produkcji nastąpi wtedy, gdy przez dwa lata nie będzie możliwości sprzedaży, czyli zadziała czynnik ekonomiczny, a nie psychologiczny. Dopiero jak słabszych sadowników ekonomia uderzy, to się wycofają z produkcji.

sadwrzesienWygląda na to, że problemy z embargiem mocniej dotykają sadowników niezrzeszonych w grupach. Jednak wielu z nich nie czuje potrzeby dołączać się do grup. Uważają, że jak wejdą do grupy producenckiej nie będą traktowani na partnerskich zasadach.  Czy uważa Pan, że nadal warto zachęcać sadowników do łączenia się w grupach?

Trzeba koniecznie zachęcać producentów do łączenia się grupach, gdyż coraz trudniej będzie ze zbytem po opłacalnych cenach producentom działających w "pojedynkę". Szczególnie ci, którzy np. produkują 100 - 200 ton jabłek niższej jakości, a takich jest jeszcze bardzo wielu w naszym kraju, winni się starać o członkostwo. Mają szanse na członkostwo, jeśli oferowane owoce są dobrej jakości. Wiele zarządów grup producentów zwraca teraz na to dużą uwagę. Teraz nowo przyjęty członek ma mniej przywilejów jak dawniej. Wobec wymagań ilościowych i jakościowych owoców trudniej się znaleźć w grupie producentów. Jest to jeden z powodów niskiego poziomy zorganizowania się producentów. W naszym kraju wynosi około 30 proc., a np. w Holandii czy Południowym Tyrolu ponad 80 proc. Jest wiele do zrobienia w zakresie podniesienia tego poziomu w naszym kraju, zarówno przez zarządy grup jak i producentów owoców.

- Zapowiada Pan trzecią rewolucję w produkcji i dystrybucji jabłek. Czy mógłby Pan zdradzić nam coś więcej jeszcze przed konferencją poświęconą temu tematowi, którą zaplanował Pan w trzeciej dekadzie marca w Lublinie w Uniwersytecie Przyrodniczym?

Pozwoliłem sobie wykorzystać słowo rewolucja by trochę pobudzić ludzi. Dlaczego rewolucja? Ponieważ potrzebne są szybkie zmiany, rewolucyjne. Jeśli ich nie wprowadzimy to zostaniemy w miejscu, a to znaczy że będziemy straceni. Zaraz się znajdą nowe państwa, które tylko czekają na to byśmy się potknęli.  Jeśli nie zadziałamy, to na rynku światowym nie będziemy odgrywać tej roli co teraz. Musimy utrzymać obecną produkcję, ale musi to być wysoka jakość, jaką rynek potrzebuje. Teraz najważniejsze będą trzy aspekty: pierwszy to jakość, drugi – odpowiednie odmiany, trzeci – łączenie się, tworzenie konsorcjów. Powinno być ich 5-6, aby między nimi też była konkurencja. Dobrze że powstaje Appolonia, Fruit Union i LubApple. Niech grupy się zorganizują.

W Lublinie w trakcie planowanej konferencji nie będziemy mówili  o standardowych informacjach technologicznych np. jak zwalczać parcha, ale powiemy czy przewidywane są groźne choroby i czy są nowe metody zwalczania. Wypowiedzą się szkółkarze, producenci przetworów jabłkowych, jak widzą przyszłość. Przedstawiciele grup powiedzą, jakie są obecnie problemy, czego się spodziewają w kolejnych latach, jak można rozwiązać te trudności. Nie można wyjść z założenia, że czas wszystko uleczy, tu czas działa na naszą niekorzyść, trzeba działać. Obecnie jest bardzo trudna sytuacji nie tylko dla producentów jabłek, na co wpłynęła nadprodukcji tych owoców w krajach Unii Europejskiej i rosyjskie embargo. Są trudności w zbycie i niskie ceny skupu. W porównaniu z rokiem 2013 dochody polskich producentów jabłek są niższe o 1,3 mld złotych. Aż za około 80 proc. jabłek ceny skupu są niższe od kosztów produkcji. Jednym z głównych celów tej konferencji jest zastanowienie się nad przyszłością uprawy jabłoni w Polsce w najbliższych latach. Czy, jakie zmiany i jak je przeprowadzić, aby produkcja jabłek znowu była opłacalna.

Przeczytaj także: Komunikat: Trzecia rewolucja w produkcji i dystrybucji jabłek

Komentarze  

0 #3 Guest 2015-12-30 16:21
JAK PROMOWAĆ POLSKIE PRODUKTY ??????????
DO LECZENIA ????? DIETA + ZIOŁA + RUCH ,,,,,, JAK ZAOPTRZYĆ WSZYSTKIE SZPITALE NA ŚWIECIE ????????????? BEZWŁADY CENTRALNE ZŁMANIA I KILKADZIESIĄT INNYCH METOD ,,,,,,, BILIONY ,,,,CZEKAJĄ ,,,,FINSUJĄ NOWE DZIEDZINY NAUKI ŚWIATOWEJ ,,,,SZKODA ŻE NASZE UCZELNIE ZASAPŁY
Cytować
0 #2 Guest 2015-04-25 03:00
Witam.Przetwórstwo owoców leży na łopatkach.I tutaj jest wyjście w latach urodzaju i innych perturbacjach na rynkach. Soki, napoje ,,koncentraty itp.Za mało energicznie i po macoszemu jest traktowana.
Cytować
0 #1 Guest 2015-03-17 09:15
Dlaczego za pieniądze podatników kieruje się kampanią adresowaną do obcego kapitału?Pisze się tu o wspieraniu polskiego sadownictwa jednocześnie oddając zyski zachodnim koncernom.Tylko Polacy mogą się "pochwalić"taką logiką.Dla tych których obchodzi los ich dzieci i wnuków, odsyłam do danych statystycznych, kto i ile zapłacił podatku do kasy państwa w 2014 roku jeżeli chodzi o sieci handlowe (tylko jedna firma go zapłaciła,są takie które miały milionowe zwroty - proszę mi pokazać choć jednego uczciwego przedsiębiorcę prowadzącego sklep spożywczy w Polsce który nie zapłacił podatku dochodowego...jednego.Za kilkanaście lat drenaż pieniądza z rynku zdewastuje państwową kasę i żadne cuda-niewidy nie pomogą.Bezrobocie rozleje się szeroką falą jakiej jeszcze w Polsce nie było,a drobnych przedsiębiorców którzy jeszcze zasilają swoimi podatkami państwową kasę będzie coraz mniej.Ciekawe jak wtedy urzędnicza masa się wykarmi skoro nic nie produkują ani niczego realnego nie tworzą.
Cytować

Powiązane artykuły

Profesor od sadowników – nasz Profesor

Może być gorzej

X